PULL THE WIRE – 2019 – Sztuka Przemijania

1. Upadek
2. Iluzja
3. Toksyczny
4. Ostatni Promień Słońca
5. Sztuka Przemijania

Rok Wydania: 2019
Wydawca: Pull The Wire


Lubię przemyślane albumy konceptualne – wiadomo wtedy, że dany zespół jest dojrzały i potrafi skupić się na jednym temacie przez kilka piosenek. Jeszcze ciekawiej jest wtedy, gdy zespół stosuje różnego rodzaju dodatkowe efekty w postaci dźwięków ulicy i używa brzmień zwykłych przedmiotów, by stworzyć coś na zasadzie opowieści lub czasem nawet słuchowiska. Tak, taka muzyka często nie jest łatwa w odbiorze i trzeba jej poświęcić sporo czasu i uwagi. Można ją porównać do dobrej książki, nad którą trzeba się pochylić, chłonąc całą swoją wyobraźnią. Jeszcze większy szacunek mam do muzyków, którzy potrafią ów koncept ubrać w odpowiednie i dające do myślenia teksty. Niewiele jest polskich zespołów, które mają na tyle odwagi, by swojej twórczości nadać jakiś obraz, jakąś myśl przewodnią.

Dlatego też tym bardziej doceniam pochodzącą z Żyrardowa punkrockową kapelę Pull The Wire, która postanowiła stworzyć mini-koncept-album (rozbudowaną epkę) mówiący o przemijaniu – zespół postawił więc nie na ilość, ale na jakość muzyki. Zanim przejdę do jej omówienia, powstałej w 2005 roku grupie należy się małe przedstawienie. Obecnie w skład zespołu wchodzą bracia Paweł (gitara, wokal) oraz Adam (bas) Marszałkowie, drugim gitarzystą jest Daniel Koźbiał, a za perkusją zasiada Marek Adamek. W zespole bardzo często dochodziło do zmian personalnych, ale nie zniechęciło to jednak muzyków i z powodzeniem szlifowali się oni na scenach w różnych częściach kraju (jednym z sukcesów są koncerty podczas Przystanków Woodstock). Zespół posiada na swym koncie trzy albumy, z czego najnowszy ukazał się z początkiem jesieni 2019 roku.

Zanim jednak przejdę do muzyki, jeszcze kilka słów o intrygującej okładce, na którą grafikę wykonał Szymon Chwalisz, zaś całość zaprojektował Bogumił Stuglik. Okładka w nieco surrealistyczny sposób przedstawia powyginaną i rozpadającą się zamyśloną kobietę. W tle zaś niczym zegar obracają się przemijające budynki: różnych domostwa, ratusze miejskie itp. Warto przyjrzeć się tej okładce, ponieważ jest ona wielowymiarowa i każdy jej fragment można zupełnie różnie interpretować. W dodatku ta grafika zupełnie nie przystaje do muzyki punkrockowej. A skoro już o punku mowa: trochę się go obawiałem, ponieważ z założenia powinna być totalna olewka, brud, wokalista powinien specjalnie-niespecjalnie fałszować. Czy tak jest? Przekonajmy się zatem.

Jako pierwszy numer zespół serwuje „Upadek”. Zaczynamy od powitania w postaci perkusji oraz gitarowego riffu, który przechodzi w punkrockową grę. Wokal zaś jest lekko krzykliwy, zbuntowany, kojarzący się ze starą dobrą szkołą punka. Mimo to jednak wszystko jest na swoim miejscu, jest fajna melodia, solówka. Chłopaki wtórują wokaliście, dzięki czemu słychać w tym kawałku zgranie, a tekst mówi o rzeczach ważnych: „patrz na upadek szarego człowieka / to właśnie mogłeś być ty”, grzmi „Marszal”, sugerując by odróżniać się od reszty społeczeństwa i nie mieć mózgu z plastiku. Jednym słowem – bunt.

Numer dwa to bardzo inteligentna „Iluzja”. Początek to werbel, a gitara z początku nie gra tu za wiele. Robotę wykonuje kapitalny bas i perkusja. Z czasem do głosu dochodzi wokal, już nie tak punkowy jak na początku, lecz mamy tu prawdziwie rockową jazdę. Ciekawy jest tekst, oparty na „pożyczce” kilku znanych tytułów klasyków polskiej muzyki rozrywkowej i rockowej. Wszystko to w środku osadzone jest na rammsteinowym riffie, który PTW wykorzystał świadomie i umiejętnie. Ten fragment bardzo dobrze musi się sprawdzać na koncertach (aż się prosi o „hej!, hej!”). Dużo się dzieje w tym numerze i, co ciekawe, dzieje się dobrze. Panowie wiedzą, czego chcą, a do tego potrafią to przekazać i mają na to konkretny pomysł.

Jedziemy dalej: przed nami „Toksyczny”. O ile początek nie jest zbyt ciekawy, to później jest już lepiej. Z punka nic już nie zostało, wokalista śpiewa już zwykłym, choć trochę schrypniętym głosem, co jest na plus, bo świadczy to o różnorodności. Pokazuje, że Paweł potrafi się poruszać w różnych płaszczyznach rockowego śpiewu. Mamy tu także dobrą grę reszty zespołu – gitary współpracują, a w tle również słychać pomysłową grę gitary basowej.

Przedostatnią kompozycją jest rzecz zbudowana na fundamentach ballady i blues rocka, „Ostatni promień słońca”. I o ile instrumenty dość dobrze sobie radzą, o tyle mam drobne zastrzeżenia do wokalisty: brzmi jakby był przeziębiony, co kładzie się trochę cieniem na profesjonalizmie grupy. Linia melodyczna też jest jakaś taka toporna, a sam utwór najmniej ciekawy z całego zestawu.

Na koniec pozostał numer tytułowy, „Sztuka Przemijania”. Szybkie nabicie pałeczkami rytmu i za pomocą rockowych zagrywek gitar wracamy na właściwie tory. Gitary prowadzą tu rytm, potwierdzając niemałe umiejętności techniczne muzyków, którzy całkiem nieźle się bawią grą (co doskonale słychać). Mamy tu ponadto jeszcze jedno zapożyczenie. Tym razem mądre odniesienie do klasyki literatury spod znaku Orwella. Jakie słowa? Nie zdradzę, posłuchajcie, a potem poszukajcie sami. Nie będę psuł dobrej zabawy, którą gwarantuje band.

Z jednej strony pięć utworów to troszkę mało, by dokładnie ocenić (z docenieniem nie ma problemu) najnowszą odsłonę Pull The Wire. Z drugiej jednak strony lepsze dopracowane cztery dobre kompozycje i jedna troszkę słabsza niż dwanaście beznadziejnych, tak samo brzmiących piosenek.

7,5/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz