PRIMAL FEAR – 2013 – Delivering the Black

1.King for a Day 03:44
2.Rebel Faction 04:41
3.When Death Comes Knocking 06:58
4.Alive and on Fire 04:48
5.Delivering the Black 04:01
6.Road to Asylum 03:48
7.One Night in December 09:18
8.Never Pray for Justice 04:23
9.Born with a Broken Heart 04:36
10.Inseminoid 05:01

Rok wydania: 2014
Wydawca: Frontiers Records


Primal Fear to jeden z tych zespołów, wobec którego większość wymaga
tylko jednego – ma grać to, co potrafi najlepiej, czyli rasowy power
metal bez zbytniego eksperymentowania, udziwniania.Tak też twórcy
pamiętnego „Nuclear Fire” nieprzerwanie od 1997 roku raczą nas
melodyjnym power metalem (przeważnie z dobrym skutkiem, chociaż małe
potknięcia miały miejsce) o wyraźnym namaszczeniu painkillerową manierą,
a takiego grania, nigdy za wiele.Szczególnie, gdy robi się to na tak
wysokim poziomie jak niemiecki Primal Fear, który na dniach oddał w
nasze ręce kolejny album.Ten z całą pewnością zaskarbi sobie uznanie
wśród większości fanów zespołu.

„Delivering the Black” to bez dwóch zdań udana kontynuacja stylistyki
ciepło przyjętego „Unbreakable” z 2012 roku, na którym zaniechano
eksperymentów na rzecz klasycznego grania.Niemcy z powodzeniem
eksplodują heavy – powerowe rejony i robią to w iście mistrzowski
sposób.Różnica tym razem polega na tym, że premierowy materiał jest
kapkę mroczniejszy, bardziej urozmaicony, ale oczywiście przy zachowaniu
charakterystycznego primalowego oblicza.

Bardziej klasycznie – a przy tym spokojniej – zespół wypada przy okazji
„saxonowego” „Alive and on Fire” czy singlowego „When Death Comes
Knocking”.Oczywiście nie brakuje drapieżnych powerowych ciosów i w tej
materii dostajemy; początkowo filmowy „Rebel Faction”, świetny
„Delivering the Black” z wybornym refrenem, czy też następujący po nim
żywiołowy, triolowy „Road to Asylum”.Tradycyjnie Primal Fear wylewa na
nas hektolitry nośnych melodii, które przez lata stały się nieodzownym
elementem ich stylistyki.

Niezawodny Ralf Scheepers rozdziera przestrzeń ognistym wokalem kąsając
nas wysokimi rejestrami, że aż miło.Bębny jadą do przodu niczym
zwariowany rajdowiec, który ma gdzieś ograniczenia – świetna robota!
Również miłośnicy instrumentów strunowych nie powinni kręcić nosem, bo i
w tej kwestii Niemcy spisali się wyśmienicie.

Pojawiają się również pewne smaczki jak np.orientalne akcenty przy
okazji stonowanego „When Death Comes Knocking”.Tym samym daje się
wyczuć, że zespół postawił na różnorodność – w końcu nie samą galopadą
żyje człowiek.Co najważniejsze, owe zróżnicowanie „nie rozbija
materiału”, a czyni go bardziej przyswajalnym, ciekawym.

Jak na dobry metalowy krążek przystało, nie mogło na nim zabraknąć
ballady i tak też zwolennicy nastrojowych klimatów powinni polubić „Born
With a Broken Heart” – piękna kompozycja, która od razu wpada w ucho.
To atmosferyczny przystanek, chwila wytchnienia przed torpedowym
zwieńczeniem całości w postaci ognistego „Inseminoid”.Podczas jego
słuchania „micha” się cieszy, a noga sama podryguje do rytmu.Dodam, że
album można nabyć w wersji rozszerzonej z bonusowymi kawałkami, które
przedłużą naszą przygodę z premierowym Primal Fear.

Cóż więcej można dodać? Po prostu tyle, że niemieccy pionierzy power
metalu uraczyli nas mocnym i do tego bardzo udanym wydawnictwem, którego
słuchanie sprawia dużą frajdę.Takie płyty chłonie się niczym gąbka
wodę.Zespół kolejny raz postawił na klasykę i efekty takiego posunięcia
robią jak najlepsze wrażenie – fani heavy/power metalu niechaj ostrzą
kły, jest co szarpać!

PS.Przypominam o dwóch zbliżających się koncertach Primal Fear w Polsce
– aż w brzuchu wierci na samą myśl, że może nas tam zabraknąć…

9/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz