PRAWDA – 2020 – Tu jest

tu-jest-prawda

1. Miasto Spłonie
2. Mija Czas
3. Krzyk
4. Ostatnia Rewolucja
5. Z Kart Historii
6. Dziewczyna Chuligana
7. Raj
8. Zbowid
9. Niezależny
10. Wolność
11. Anty

Wydawca: Lou Rocked bous
Rok Wydania: 2020
https://www.facebook.com/prawdaband/


Jedną z najważniejszych postaci polskiego punk rocka jest niewątpliwie osoba Cezarego Kamienkowa znanego również jako „Skuter”. Był współtwórcą punkowej kapeli Zwłoki, która stała się legendą sceny wrocławskiej, a także współpracował z Pawłem Kukizem, gdy stawiał on pierwsze punkowe kroki w zespole Ulica. Po zmianie ustroju w Polsce „Skuter” związał się zespołem Prawda, którym kontynuuje spuściznę Zwłok. Prawda jednak z czasem zawiesiła działalność i milczała przez siedem lat, występując jedynie na Przystanku Woodstock. Dopiero w 2016 roku doszło do reaktywacji grupy w zupełnie nowym składzie. Miejsce za mikrofonem zajął współtwórca grupy, Sławomir „Melon” Świdurski, na gitarach grają Piotr „Załęs” Załęski oraz Marcin „Lars” Skruch, na gitarze basowej gra Michał „Majkel” Duda, a za perkusją zasiada Jakub „Okland” Ukleja. W tym właśnie składzie grupa wydała dwa krążki: „Chaos in Poland” z 2017 roku oraz „Tu jest” z roku 2020. Pora więc sprawdzić czy ta zawarta na albumie prawda boli, kłuje, a może razi?

Album rozpoczyna „Miasto spłonie”. Mamy tu do czynienia z melodyjnym rockiem, gdzieniegdzie słychać też starego punka, przede wszystkim w tekście oraz chwytliwym, acz groźnie brzmiącym refrenie. Reszta brzmi czysto, może nawet trochę za czysto. Pomimo chwytliwości numeru, brakuje tu trochę tego brudu.

„Mija czas” to klasyczny punkowy rozpierdziel, idealnie sprawdzający się zapewne na żywo. O ile w pierwszym numerze „Melon” troszkę kojarzy mi się z Grzegorzem Markowskim, o tyle tutaj jest chrypa przywołująca na myśl wokal Muńka Staszczyka (brakuje tylko charakterystycznego seplenienia). Ciekawie brzmi tu napędzający rytm bas. Podobnie jak w „otwieraczu” tutaj mamy wspólne śpiewanie refrenu.

Szybkim krokiem przechodzimy do trójki, którą jest „Krzyk”. W tym numerze mamy klasycznego punk rocka komentującego to, co się dzieje od ponad roku na świecie, a więc pandemię koronawirusa. Każdy ma prawo do swojego zdania na ten temat i „Melon” z niego korzysta. Niewątpliwie jest to tekst, który daje do myślenia. Muzycznie jest tu trochę słabiej, jednak to tekst jest tu najważniejszy. Uwaga: tekst zawiera niecenzuralne słowa.

„Ostatnia rewolucja” zaskakuje zmianą nastroju i ciekawym graniem. Zaczynamy od czystej gitary, by za chwilę przyładować całą mocą, ale i rytmicznie. Równie mocno jest w tekście. „Melon” znów trafnie opisuje otaczającą go rzeczywistość. Jak dotąd to zdecydowanie najciekawszy numer. Może nie ma tu punka w sensie muzycznym, ale „Prawda” pokazuje, że potrafi też być i hard rockowo. Od strony gitar kawałek kojarzy mi się to trochę z TSA i albumu „Proceder”.

Kolejna kompozycja to „Z kart historii”. Przyspieszamy tempo i znów wracamy na buntownicze tory, które znamy już z poprzednich numerów. Nie wiem czemu, ale coś mi nie gra. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale czegoś tu nie ma. Jest wzywający do buntu krzyk, szybkie, pogujące tempo, ale wydaje mi się, ze gdzieś ten duch uleciał. Dlatego przejdę dalej, by posłuchać „Dziewczyny chuligana”. No i chyba już wiem, w czym tkwi problem. Wszystko brzmi tak samo. Nie ma tu większych zmian tempa czy linii melodycznej refrenu. Panowie niby grają, ale to wszystko było wcześniej. Czy pozostałe kawałki będą równie „twórcze” jak poprzednie?

„Raj” też nie prezentuje nic odkrywczego. Niestety grupa gra na jedno kopyto, cały czas to samo. Zmieniają się tylko wersy tekstu, ale gdyby je wszystkie wymieszać, to i tak nikt nie zauważyłby różnicy. Nie wiem czy chcę brnąć dalej w ten album. Ciężko się tego słucha, bo grupa się zupełnie nie wysila i nie próbuje szukać jakichkolwiek nowych rozwiązań. Z dziennikarskiego obowiązku odnotuję, że „Zbowid” również niczym nie zaskakuje, no chyba że odrobinę wolniejszą grą perkusji. Cała reszta została po staremu, wspólne zaśpiewy refrenu, riffy niemal te same, co poprzednio. Tak, wiem, to jest punk rock, ale, na Boga, da się go grać, tak żeby dało się go z przyjemnością słuchać (vide Kontrkultura).

„Niezależny” z kolei to komentarz „Melona” na temat tak zwanej sceny niezależnej: nie pozostawia na niej suchej nitki. Wszystko okej, tylko nie bardzo rozumiem, czemu autor „Niezależnego” krytykuje środowisko samemu w nim będąc… No chyba że w tym przypadku nad wyraz prawdziwe są słowa, że „wszyscy artyści to prostytutki”, a ja zwyczajnie nie muszę wszystkiego rozumieć. Jeśli tak jest, to przemilczę ten numer i przejdę do „Wolności”.

Uwaga: znów tekst z wulgaryzmem. I oczywiście znów jest tu bunt, krzyk, punkowy jad… Lecz niestety już wszystko do tej pory było, nawet tekstowo. Szkoda, że autor nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Muzycznie znów na złamanie karku i w sumie tyle, nic wielkiego się nie dzieje. Tę bardzo wtórną i monotonną płytę kończymy kawałkiem „Anty”. Tekst może i ma ważkie treści, ale jak tu się na nich skupić, jeśli znów jest o tym samym…?

Jest to kiepska płyta, nawet jak na standardy i schematy punk rockowe. Jeśli posłuchałeś jednego kawałka, to tak, jakbyś posłuchał wszystkich jedenastu. Można co prawda czasem natrafić tu na ciekawe teksty, lecz niestety szybko się okazuje, że ich autor ma tendencję do częstego i niepotrzebnego powtarzania się. Wygląda więc na to, że stara gwardia musi odejść i zrobić miejsce młodym, którzy czują i wiedzą w co ubrać punka, by brzmiał współcześnie. Punk nie umarł, lecz potrzebuje zmian.

3/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz