1. Back In Town
2. Piece Of Paradise ( Betty Blue )
3. Evil One
4. Never Really There
5. Lawrence
6. No More Whisky
7. In The Middle Of The Night
8. Lightning Tree
9. Best Deal Around Here
10. Round To The Sound
11. Tired On The Way
Rok wydania: 2011
Wydawca: Agora
http://www.johnporter.com.pl/
– Z takim materiałem jak „Back in Town” do telewizji mnie nie
zaproszą, na festyn do Białegostoku, z balonikami, dziećmi i kiełbasą
też nie – z rozbrajającą szczerością wyznał w jednym z wywiadów John
Porter. Ten „najbardziej polski Walijczyk” powraca właśnie z nową
płytą, pierwszym solowym wydawnictwem po 11 latach.
W międzyczasie Porterowi zdarzył się skok do świata celebrytów. Okładki
kolorowych magazynów, zaproszenia do telewizyjnych programów, częsta
obecność na radiowych antenach… Wszystko dzięki związkowi – zarówno
prywatnemu, jak i artystycznemu – z Anitą Lipnicką. Znakomitemu artyście
– od ponad trzech dekad obecnemu na polskiej scenie rockowej –
przydarzyło się coś, co spotkało Nicka Cave’a (tyle, że tego drugiego na
skalę światową) po wydaniu płyty „Murder Ballads” z balladą „Where The
Wild Roses Grow”. Pamiętam składanki hitów firmowane nazwą pewnego
magazynu dla nastolatków specjalizującego się w lansowaniu „artystów”
pokroju Tokio Hotel i Justina Biebera („Who The Fuck Is Justin Bieber?” –
courtesy of Ozzy Osburne;), na które trafił ów przepiękny song z
mrocznym tekstem. Na szczęście Cave pozostał sobą, podobnie rzecz ma się
z Porterem.
Wspominam o Australijczyku przy okazji recenzji „Back In Town” również z
innego powodu. Mianowicie sporo kompozycji tej płyty przesiąkniętych
jest twórczością Cave’a. Weźmy chociażby „Evil One”, „Never Really
There”, czy „In The Middle Of The Night” – oto chyba najdobitniejsze
przykłady. Po „Back In Town” mogą również sięgnąć miłośnicy dokonań The
Walkabouts („Lawrence”, „Best Deal Around”), Jeffa Buckley’a (kawałek
tytułowy) i Leonarda Cohena („Round To The Sound”). Gdybym miał
podsumować nową płytę Walijczyka w jednym zdaniu, napisałbym, że jest
surowa, poetycka i przede wszystkim… piękna.
„Back in Town” zauroczył mnie od pierwszego przesłuchania. Z każdym
kolejnym lubię ją coraz bardziej. Rzeczywiście: tej muzyki źle
słuchałoby się na „festynie z kiełbaskami, balonikami i dziećmi”. Ale do
kameralnego klubu lub w teatru – pasowałaby jak najbardziej. Jako
soundtrack do romantycznego wieczoru przy świecach i z czerwonym winem –
też…
10/10
Robert Dłucik