PINN DROPP – 2019 – Perfectly Flawed

PINN DROPP - 2019 - Perfectly Flawed

1. Significant Someone 08:07
2. Unresolved 10:03
3. Kingdom of Silence 04:56
4. Cyclothymia 14:31
5. Fluorescent Dreamscape – part one 05:17
6. Perfectly Flawed 20:54
7. Fluorescent Dreamscape – part two 07:21

Rok Wydania: 2019
Wydawca: Music and More Records
https://mmrecords.pl/
https://pinndropp.bandcamp.com/album/perfectly-flawed


Rok temu, ukazała się Ep-ka Pinn Dropp – nowej, warszawskiej formacji -„Re:Verse, Re:Treat, Re:Unite”, wzbudzając duże nadzieje, na ciekawy, neo- progresywny, rodzimy debiut. I wreszcie jest pełna płyta, nosi tytuł „Perfectly Flawed”. Od tamtego czasu, zespół z tria, przerodził się w kwartet: Mateusz Jagiełło (wokal, klawisze), Piotr Sym (gitary, autor kompozycji), Paweł Woliński ( gitara basowa 4 i 6 – strunowa) i Dariusz Piwowarczyk (perkusja, sample, programowanie, produkcja).

Album rozpoczyna „Significant Someone”. Już na wstępie czujemy się jakbyśmy żywcem przenieśli się w czasie, do okresu gdzie na wyspach brytyjskich królowały dźwięki Marillion, IQ czy Pallas, w Europie sukcesy odnosiły zespołu pokroju Chandelier, Deyss, Clepsydra, a nad Wisłą, swoimi płytami czarował Collage. Charakterystyczne klawisze… i ten przyjemny, charakterystyczny, muzyczny patos. Na płycie znalazły się również 3 kompozycje, wchodzące w skład wspomnianej Ep-ki: „Kingdom of Silence”, „Unresolved” i „Cyclothymia”. Pięciominutowy „Kingdom of Silence”, to delikatny, bardzo ciepły, utwór, z fajnymi partiami gitar i fortepianowym brzmieniem klawiszy. To najkrótszy i chyba najbardziej wyrazisty, najszybciej wpadający w ucho fragment płyty. Dziesięciominutowy „Unresolved”, upiększony jest szumem morskich fal na wstępie. Słychać tutaj wyraźne klasyczne progresywne wzorce (zwłaszcza Genesis). Tym błogim klimatem (szum fal odbijających się od brzegu, skowyt mew), kończy się również ta przyjemna kompozycja. Prawie piętnastominutowa „Cyclothymia”, wbrew pozorom, nie jest najdłuższą kompozycją na płycie. Barwa klawiszy jest tutaj typowo neo progresywna, przywodzi na myśl Marka Kelly’ego, czy Martina Orforda . Barwne, zwiewne solówki i ciepły natchniony wokal – kwintesencja stylu. Starsi sympatycy muzyki ,pewnie pamiętają jeszcze taki dziecięco-młodzieżowy program telewizyjny „Pięć, dziesięć , piętnaście”. Spoglądając na czasy – idealnie pasują tutaj słowa piosenki z owego programu: „pięć, dziesięć piętnaście, pięć dziesięć, piętnaście . Zaraz się zacznie…” – co się zacznie? Najdłuższa, 20- minutowa tytułowa kompozycja – „Perfectly Flawed”. Zanim to jednak nastąpi mamy jeszcze pierwszą, dosyć energiczną część „Fluorescent Dreamscape”. „Perfectly Flawed” – tytułowa suita, składająca się z pięciu aktów, to prawdziwy wachlarz dźwiękowych nastrojów, jak na progresywnego długasa przystało. Przeważa tutaj jednak spokojniejsza aura i pewna symfoniczna otoczka, z mnogością przyjemnych gitarowych solówek. Płytę wieńczy druga część „Fluorescent Dreamscape”, zdecydowanie bardziej delikatna od pierwszej.

Muzyka zespołu z pewnością nie jest odkrywcza, ale chyba z założenia miała właśnie taka być, co sugeruje nawet sam tytuł – „idealnie wadliwa”. Owa wada, to chyba właśnie jej wtórny charakter . Jednak w tym przypadku, owa wada stała się zaletą. „Perfectly Flawed”, to idealnie dopracowane, świetnie zrealizowane, stricte neo progresywne granie.

8,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz