PINKROOM – 2009 – Psychosolstice

Pinkroom - 2009 - Psychosolstice

1. Path of Dying Truth
2. Buried Hopes
3. Dispersion
4. Quietus
5. 2 Am.
6. Curse
7. Moodroom v.2
8. Stonegarden
9. Days Which Should Not Be
10. Recognized

Rok Wydania: 2009
Wydawca: Creative Farm


Może zabrzmi to trywialnie, ale po kilkunastu przesłuchaniach album Psychosolstice wciąż trzyma w napięciu. Po kilku przesłuchaniach oczywiście nie może być mowy o nieuważnym odbiorze i przeoczeniu smaczków, nie będę więc pisał o stopniowym odkrywaniu… Jednak płyta Pinkroom jest jednym z takich album, którego każde przesłuchanie przynosi satysfakcję, a w zależności od nastroju, pogody czy innych czynników zewnętrznych jesteśmy w stanie zwracać wagę na inne jej aspekty. Często podkreślana cecha przy złożonych i wielowątkowych albumach – ale wydaje mi się, że istotna – to spójność materiału. Coś co co nie pozwala utworów traktować jako zlepka pomysłów.
Sama muzyka na płycie rozwija się. Na początku ciężkie toczące się riffy dociążone niby monotonnymi lub przesterowanymi liniami melodycznymi, podrasowane soczystymi brzmieniami blach i gitar akustycznych, robią kolosalne wrażenie. Następnie zwracamy baczniejszą uwagę na wokalizy, a może świadomie przejmują na kilka chwil pałeczkę pierwszeństwa…niebanalne solówki… od motywów przywodzących na myśl mocniejsze odmiany rocka po zorientowane na klimat melodię i wybrzmiewanie. Przy okazji kolejnych motywów zwracamy uwagę na wyraźny ciepły bas, chwilami przyjemnie dudniący, w innych momentach budujący melodie tła. Jeśli już o sekcji mowa, perkusja nie dość, że brzmi klarownie, jest prowadzona z głową. Adekwatnie do muzyki – bębny są wystukiwane sprytnie, może i bez wirtuozerskich łamańców, ale na pewno z polotem.
Kontynuując ogólnie, mimo że na albumie nie brakuje gęstych struktur gitarowych, nie zabrakło również pewnej przestrzeni. Bywają motywy gdzie wokal pojawia się jedynie na delikatnym tle sekcji. Jednak dla mnie kulminacją są genialne partie smyków (prawdziwych a jakże!) w utworach siódmym i dziewiątym. Przyznam że ujął mnie także jazzujący saksofon w (siódmym) instrumentalnym Moodroom v.2, co czyni ten kawałek jednym z moich faworytów na krążku.

Album został bardzo ładnie wydany. Elegancki matowy digipack zaopatrzono w booklet, który zawiera na co drugiej stronie obrazy/zdjęcia, które pomagają nam zwizualizować wyobrażenia dotyczące utworów. Sama okładka, nieco impresjonistycznie rozmazana, również może się podobać. Zarówno jej symbolika jak i technika wykonania.

Mimo że czasem przed napisaniem recenzji postanawiam sobie nie przytaczać porównań, to na koniec wypada polecić album zwolennikom Riverside, Porcupine Tree a nawet Tool. Po poprzednim zdaniu może wam się nieco dziwnym wydać, że uważam tą płytę za dość oryginalną. Mimo że dostrzec można w niej wpływy, to utwory są skonstruowane w ciekawy sposób. Album jest świetny i uważam, że wart jest solidnej noty bardzo dobrej. Pinkroom prezentuje muzykę, którą może bez stresu rywalizować z najlepszymi tegorocznymi pozycjami prog rockowymi…

8,75/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz