1. Signs of life (4:24)
2. Learning to fly (4:53)
3. The dogs of war (6:05)
4. One slip (5:10)
5. On the turning away (5:42)
6. Yet another movie (6:18)
7. Round and round (1:10)
8. A new machine Part one (1:46)
9. Terminal frost (6:17)
10. A new machine Part two (0:38)
11. Sorrow (8:46)
Rok wydania: 1987
Wydawca: EMI
Dla Pink Floyd to był niezwykle ważny album. Cały Świat patrzył na to
jak zespół poradzi sobie bez (być może nieco samozwańczego) lidera w
postaci Rogera Watersa. W końcu to nikt inny jak właśnie on kształtował i
decydował o stylu zespołu. Waters był odpowiedzialny za produkcję,
teksty i większości muzyki ostatnich dzieł zespołu (w zasadzie „The
Final Cut” nie przez przypadek nazywana jest pierwszym solowym
dokonaniem tego muzyka).
Album rozpoczyna się z wysokiego „c” a otwierające płytę, instrumentalne
„Signs of life” jest bez dwóch zdań genialne. Taki początek płyty można
sobie tylko wymarzyć. Wspaniały intrygujący wstęp z instrumentami
klawiszowymi na pierwszym planie wprowadza nas w klimat płyty, następnie
pojawia się gitara Gilmoura i już wiadomo, że będzie dobrze. Na płycie
dominują smutne, nostalgiczne klimaty. Dużo tu instrumentalnych pasaży, w
trakcie, których na tle klawiszowych plam, swe piękne sola tka mistrz
Gilmour. Błysk kompozytorskiego geniuszu przejawia się w przepięknym „On
the turning away”, w którym każdy element, każdy dźwięk bez wyjątku,
jest na swoim miejscu. Przepiękna melodia i nastrojowy śpiew Gilmoura
zwieńczone długim solo nie pozwalają o sobie zapomnieć, a utwór ten jest
dla mnie jednym z najlepszych w dyskografii zespołu. Podobnie rzecz się
ma z instrumentalnym „Terminal Frost”, w którym kolejny raz niezwykle
chwytliwym motywem popisuje się Gilmour, a partie saksofonu nadają tej
kompozycji dodatkowych walorów. Jedynymi słabszymi momentami krążka, są
„The dogs of war”, które swą surowością nie pasuje do tego albumu oraz
(na szczęście króciutkie) „A new machine Part one oraz two”, w którym
słyszymy przesterowany głos Gilmoura.
Zespół bez Watersa poradził sobie znakomicie. Płyta spotkała się z
ciepłym przyjęciem, a wtedy już ex członek Pink Floyd, Roger Waters mógł
tylko z zazdrością spoglądać na triumfalny powrót swoich byłych
kolegów…
8,5/10
Piotr Michalski