1. No Way (5:28)
2. She Likes To Hide (2:57)
3. Sisters (6:15)
4. Of Dust (2:32)
5. Tell Me You Don’t Know (2:42)
6. Sleeping Under The Stars (3:35)
7. Darkness Of Mine (4:17)
8. Linoleum (4:55)
9. Curiosity (3:33)
10. Where It Hurts (4:51)
11. Road Salt (3:00)
12. Innocence (7:15)
Rok Wydania: 2010
Wydawca: Inside Out
Każdemu dłużej funkcjonującemu zespołu zdarza się nagrać płytę
kontrowersyjną. Myślałem jednak, że zespół Pain of Salvaion ma to już za
sobą. Za taki swego czasu uważałem ich czarny album – „BE”. Z biegiem
czasu okazało się, że był to jednak kamień milowy, pewien mimo wszystko
bardzo ważny etap tych szwedzkich progmetalowców. Obecnie najbardziej
kontrowersyjną pozycją ich dyskografii jawi się wydana właśnie „Road
Salt One”. Może jednak czas również zweryfikuje moje postrzeganie tego
albumu?
Płyta jest najmniej progmetalowa ze wszystkich i najbardziej
zróżnicowana pod względem muzycznym a co za tym idzie bardzo niespójna.
Zespół żongluje i eksperymentuje bawiąc się konwencją, często wędrując w
swych stylistycznych wędrówkach w lata siedemdziesiąte.
W pierwszej kompozycji zamieszczonej na płycie – „No Way” słychać bardzo
wyraźnie fascynacje zespołu rodzącym się w latach siedemdziesiątych
hard rockiem (Deep Purple). Wbrew pozorom jest to jednak najbardziej
„salvationowy” spośród 12-utworowego zestawu. Dalej bądź co bądź będą
się działy rzeczy różne. W drugim utworze – „She Likes To Hide” odzywają
się również echa cudownych lat 70-tych, z tym że w bardziej
bluesrockowej konwencji. W kolejny kawałek – „Sisters’ i znów generalna
zmiana klimatu. Jeśli ktoś zna płytę DIAL, którą w 2007 roku popełnił
były członek Pain of Salvation i brat Daniela Gildenlöwa – Kristoffer
Gildenlöw wraz z Lilo Heght i Rommertem Van Der Meerem, tutaj może
spodziewać się podobnych nastrojów. Nastrojów pełnych melancholii z
pewną dozą patetycznych, symfonicznych tonów. W podobnych
melancholijnych motywach klimatycznych, które niestety muszę nazwać to
po imieniu (trochę przynudzają), utrzymane są również kompozycje: „Of
Dust”, „Where it Hurts” czy „Road Salt”. Utwór „Tell Me You Don’t Know”
to już typowa bluesowa jazda. Trzeba jednak nadmienić, że również w tej
konwekcji wokal Gildenlöwa wypada genialnie. I kolejne karkołomne
stylistycznie muzyczne salto – „Sleeping Under The Stars”. Utwór o
wodewilowo – kabaretowo – cyrkowym klimacie. Kolejny stylistyczny zwrot
akcji – „Darkness Of Mine”. Niezwykle mroczna, jak wczesny Black
Sabbath. Gildenlöw śpiewa na niej jak młody, nawiedzony Ozzy Osbourne.
To chyba mój ulubiony fragment tej pyty. Kolej na utwór – „Linoleum”,
bardzo energetyczny z pewnymi echami grungeowych rytmów z pod znaku
Alice In Chains. Ostatni z utworów – „Innocence” znowu ma pewien
nostalgiczny, nudnawy charakter, ponury jak listopadowa aura. Dopiero
pod sam jego koniec, który zarazem jest zwieńczeniem tej płyty
temperatura rośnie i robi się poniekąd ciekawie.
Ta stylowa ekwilibrystyka jaką serwuje nam Pain Of Salvation wychodzi z
pewnością na dobre Danielowi Gildenlöwowi, który wyeksponować może swoje
walory wokalne w przeróżnych konwencjach. Czy do tego celu trzeba było
użyć aż tylu różnorodnych środków? Przecież dobrze wiemy że pan
Gildenlöw potrafi śpiewać. Płyta wzbudza więc mieszane odczucia. Ma
kilka naprawdę ciekawych momentów, jednak jako całość nie przekonuje. No
cóż na kolejną cześć „The Perfect Element” przyjdzie nam jeszcze
poczekać, tym bardziej że zespół już w październiku planuje wydać
muzyczną kontynuację „Roat Sald One” – „Road Salt Two”.
6/10
Marek Toma