1. Glittering Shades (Intro)
2. From Lambs To Lions
3. The Sinner’s Sake
4. Iron Sights
5. Death Unites
6. Shadow Play
7. Descendants Of The Sun
8. Last Child Standing
9. Draining Veins
10. When Gods Cry
11. Sin Eater
Rok wydania: 2016
Wydawca: NoiseArt Records
http://www.nothgard.de/
W ostatnich latach namnożyło się zespołów wykonujących melodyjne odmiany
szeroko pojętego death/black metalu o symfonicznym tudzież epickim
namaszczeniu. Pod pewnymi względami ów tendencję można określić jako
rozkwit/rozwój stylistyki, jaką w drugiej połowie lat 90 hucznie
zainicjowali panowie z CHILDREN OF BODOM. Tak też w chwili obecnej
coraz większe sukcesy odnoszą m.in. takie formacje jak: ENSIFERUM,
EQUILIBRIUM, KALMAH, KAMBRIUM czy WINTERSUN. Do tego grona śmiało można
dokoptować także NOTHGARD.
Ten niemiecki reprezentant epickiego death metalu w zeszłym roku wydał
swój trzeci album studyjny i to, co od razu zwraca na siebie uwagę, to
wręcz laboratoryjna dbałość o wszelkie szczegóły. „The Sinner’s Sake”
można traktować jako produkt wysokiej jakości, którego poziom realizacji
i profesjonalna produkcja stanowią potężny atut tego wydawnictwa. Już
przy wstępnym kontakcie wydawnictwo urzeka „mitologiczno –
apokaliptyczną” okładką. Na jej pierwszym planie widnieje chimeryczne
monstrum, na którego grzebiecie dumnie tkwi tajemnicza „bogini” –
magiczny duet zdaje się zwiastować spustoszenie i śmierć. Równie okazale
prezentuje się wnętrze bookletu – pod względem pomysłu i wykonania
można mówić o stylistycznej integralności z frontowym obrazem. Pod tym
względem wydawnictwo charakteryzuje ewidentna spójność. Bojowo –
ekspansywne oblicze ma też swoje odzwierciedlenie w warstwie lirycznej –
teksty bezsprzecznie krążą wokół tematyki walk, afirmacji śmierci oraz
gloryfikacji siły, a to wszystko przy udziale podniosłej atmosfery o
nordyckim zabarwieniu.
Co się tyczy muzyki, stanowi ona kwintesencję fińskiej szkoły
melodyjnego death metalu w stricte symfonicznym wydaniu. Utwory są
niezwykle intensywne, wysoce energetyczne, obfitują bogactwem dźwięków
oraz zmiennością motywów. Zespół z całych sił starał się stworzyć
materiał wyjątkowy, urozmaicony i barwny. Pod pewnymi względami udało
się tego dokonać, choć o pełnym sukcesie nie ma mowy. Chodzi o to, że
„The Sinner’s Sake” kuleje – nie tylko – pod względem oryginalności, ale
również doskwiera mu jakościowa karkołomność pomysłów. Niby wszystko
chodzi jak w zegarku, świetnie brzmi itd. ale w całym tym zgiełku
zabrakło magii, naturalnej siły, charakteru. W moim przypadku materiał
nie jest do końca przekonujący i mimo laboratoryjnej produkcji, bogactwa
środków wciąż mam z nim pewne problemy. To największy zarzut wobec „The
Sinner’s Sake”, który ogólnie rzecz ujmując jest materiałem naprawdę
przyzwoitym, zrealizowanym na wysokim poziomie. Szczególne uznanie budzi
kwestia techniczna poszczególnych partii instrumentalnych – w tej
materii dominuje sformułowanie „często i gęsto”. Sekcja rytmiczna
aktywnie punktuje intensywne kaskady rześkich, gitarowych riffów,
których NOTHGARD wyjątkowo nie skąpi. Tutaj fanów rzemiosła byłego
gitarzysty NEVERMORE, Jeffa Loomisa, czeka miła niespodzianka – zagrał
on eksplodujące solo w utworze „Iron Sights”. To nie jedyny gość na
płycie; obok niego „The Sinner’s Sake” został wzbogacony obecnością
m.in. takich postaci jak: Robert Dahn z EQUILIBRIUM (użyczył głosu w
„Death Unites”) czy też Jen Majura z EVANESCENCE (słyszymy ją przy
okazji „Sin Eater” oraz „Draining Veins”).
Podsumowując, jeżeli ktoś lubuje się w energicznych odmianach
podniosłego death/black/viking metalu w iście melodyjnym, symfonicznym
wydaniu, ten album jest właśnie dla niego. NOTHGARD umiejętnie, a do
tego precyzyjnie łączy wszystkie wymienione elementy, wpływy, czego
efektem jest muzyka intensywna, pod pewnymi względami wręcz wybuchowa.
Co prawda propozycja Niemców niespecjalnie wyróżnia się na tle licznej
konkurencji, jednak kto w tejże stylistyce wciąż czuje niedosyt, ten
zapewne rozsmakuje w zawartości „The Sinner’s Sake”. Jest to materiał
perfekcyjnie dopracowany, profesjonalnie wyprodukowany wg reguły „na
bogato”. Niestety nie do końca idzie to w parze z oryginalnością oraz
wartością samych pomysłów – pod tym względem do pełnego sukcesu zabrakło
„tego czegoś”, co stanowi istotę albumów wyjątkowych, ponadczasowych.
7,5/10
Marcin Magiera
Oficjalne teledyski: