NOCTURNAL RITES – 2017 – Phoenix

nocturnal rites-phoenix

1. A Heart As Black As Coal
2. Before We Waste Away
3. The Poisonous Seed
4. Repent My Sins
5. What’s Killing Me
6. A Song For You
7. The Ghost Inside Me
8. Nothing Can Break Me
9. Flames
10. Used to be God (bonus w wersji digipack)
11. Welcome to the End

Rok wydania: 2017
Wydawca: AFM Records
http://www.nocturnalrites.com/


Nocturnal Rites zauroczyli mnie swego czasu swoim pierwszym obliczem który wypłynął na nowej fali powermetalu. Zmiana stylu na bardziej heavymetalowy była dla mnie nie lada zaskoczeniem, ale okres ten zaowocował moim ulubionym albumem Szwedów – „Afterlife”. Kolejne albumy coraz mniej mnie elektryzowały, ale po dekadzie przerwy wydawniczej z radością przyjąłem wieści o nagraniu nowego albumu. Muzycy chyba świadomi są, że sympatycy gatunku mogli pogrzebać ich działalność, stąd chyba tytuł nowej płyty „Phoenix” jest swego rodzaju manifestem i pasuje do wydawnictwa z kilku względów.

Właściwie, do pojedynczych zwiastunów, w postaci teledysków podszedłem z rezerwą. Od razu zauważyłem jednak zmianę brzmienia, co niewątpliwie jest zasługą zmiany na stanowisku gitarzysty. Per Nilsson (znany choćby ze Scar Symmetry) zwykł operować wiosłem niżej zestrojonym, a i rytmicznie pojawia się masa majstersztyków. Właściwie w promocję albumu włączono aż cztery klipy i oferuje to naprawdę solidny wycinek nowego albumu, jednakże mnie płyta zauroczyła dopiero jako całość.

Wracając na chwilę do kwestii brzmienia, nisko zestrojone gitary równoważone są przez łagodną produkcję która odbiera nieco ciężaru, ale też stawia płytę w kategorii, która nie będzie szokująca dla sympatyków wcześniejszych dokonań grupy. Szok z przełomu millenium nam tym razem nie grozi. Sporo dzieje się w tłach i na to warto zwrócić uwagę, bo klawisze w produkcji ukryto nieco pod gitarami. Ale modne ostatnimi czasy smaczki arabskie i tutaj znalazły zastosowanie, a dodają sporo kolorytu. Z powodzeniem utwory „The Poisonous Seed” i „Welcome to the End”, w których je zastosowano mogę wskazać jako moich faworytów. Uwadze nie umkną też chóry zastosowane parę razy w refrenach, dzięki którym muzyka jest owszem bardziej zmasowana i wielowarstwowa, ale paradoksalnie lżejsza.

Nad całością unosi się pewien klimat melancholii, czemu współgrają łkające soczyste solówki. Natomiast kwestia pogodzenia brzmienia i ciężaru stawia „Phoenix” w kategorii albumów nowoczesnych. W celu odebrania całości wrażeń polecam odsłuch na sprzęcie stacjonarnym. Głośniki są w stanie dużo lepiej oddać przestrzeń którą oferuje ten krążek niż słuchawki. Do tego płyty dobrze słucha się w całości, bo trzyma poziom. Idę o zakład, że zarówno single, jak i utwory wieńczące płytę będą wymieniane wśród słuchaczy jako ulubione równie często. Faktem jest, że wiele kawałków w lot zapada w pamięć i jesteśmy w stanie po wysłuchaniu zanucić wiele z refrenów czy motywów.

Czy warto było czekać dziesięć lat na taki album? Zdecydowanie! W moim rankingu wprawdzie nie przebija niedoścignionego „Afterlife” ale zdecydowanie wysuwa się na drugą pozycję. Kto wie natomiast jak te proporcje zachowają się z biegiem czasu, nowa płyta wiele zyskuje z każdym przesłuchaniem. Dla mnie bomba, a w redakcyjnym podsumowaniu miesiąca ustawiłem płytę na podium.

8,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz