NIGHTWISH – 2000 – Wishmaster

nightwish-wishmaster

1. She is My Sin
2. The Kinslayer
3. Come Cover Me
4. Wanderlust
5. Two for Tragedy
6. Wishmaster
7. Bare Grace Misery
8. Crownless
9. Deep Silent Complete
10. Dead Boy’s Poem
11. FantasMic

Rok wydania: 2000
Wydawca: Spinefarm Records
http://nightwish.com


Nightwish w 2000 roku byli u szczytu kariery. Po bardzo dobrze przyjętym „Oceanborn” przyszła kolej na następne wydawnictwo, którym okazało się „Wishmaster”. Poprzednia płyta podniosła wysoko poprzeczkę, więc zespół musiał stanąć na wysokości zadania i nagrać płytę co najmniej bardzo dobrą. „Wishmaster” była płytą dużo lepszą od „Oceanborn”. Płyta, która wzniosła ich na metalowy szczyt, która jest ponadczasowa. Osobiście bardzo chętnie do niej wracam, ponieważ ma swój klimat i dużą dawkę symfonicznego brzmienia, sama zaś Tarja jest niepowtarzalną wokalistką i należą się jej ukłony.

Na „Wishmaster” znajdziemy dużo trafnych melodii, których z rozkoszą można słuchać godzinami. Każda piosenka, każdy dźwięk, każde słowo ma wielkie znaczenie. Nie ma tutaj słabych punktów, wszystko jest na swoim miejscu i potrafi wycisnąć łzy. Z „She is My Sin” grupa od razu przechodzi do rzeczy i słyszymy wariackie riffy, operowy głos Tarji oraz brzmienie, które pulsuje w głośnikach. „The Kinslayer” to drugi energetyczny numer na płycie. Muzycy nie spuszczają z gazu i dalej raczą nas symfoniczną kawalkadą instrumentów, Tarja zaś daje z siebie wszystko. „Come Cover Me” to pierwszy tak subtelny utwór na omawianym longplayu. Jukka potrafi mocno uderzyć w bębny, Tuomas malowniczo zagrać na klawiszach, Emppu (gitara) i Sami (bas) uzupełniają brakujące ogniwa, a sama zaś Tarja śpiewa z niesamowitą ekspresją. „Wanderlust” to popisy Tuomasa, Emppu i Tarji. Cała trójka jest zgrana i stawia sprawę bardzo wysoko. Energię z tej piosenki słychać już na kilometr, więc po takiej zabawie przyszedł czas na wyciskacz łez jakim jest jest „Two for Tragedy”. Wykorzystanie fletu jest tu jak najbardziej efektowne, dodaje uroku, nostalgicznie zabarwia. Tytułowy „Wishmaster” to już inna bajka. Szybkie tempo przewijające się przez 4 i pół minuty sieje zamęt w głowach słuchaczy. Diabelnie symfoniczne i operowe. Przyznam, że Tarja pobija w tej chwili moją ulubioną sopranistkę Annę Netrebko. Przy „Bare Grace Misery” możemy trochę odsapnąć, cofamy się do „Come Cover Me”, gdzie występuje podobny klimat. „Crownless” szybko mknie, muzykom nie brak werwy do grania, słychać też, że Tarji śpiewanie sprawia przyjemność. I tak ma być! Powoli, z wdziękiem rozpoczynają się cudowne nuty „Deep Silent Complete”. Tarja potrafi sprawić, aby w oku pojawiła się łza szczęścia i zadowolenia. A Tuomas, Emppu i reszta zagrali tutaj znakomicie. Nightwish od początku „Dead Boy’s Poem” buduje pewne napięcie, ekscytację tego, co będzie w kolejnych sekundach i minutach. „FantasMic” niestety jest ostatnim songiem, a szkoda, bo tej muzyki można słuchać godzinami i nie nudzi. Jest to wisienka na torcie. Bardzo udana, z licznymi przejściami w stany euforii i smutku zarazem. Wiele nie trzeba pisać, tego trzeba posłuchać.

Nightwish swoim „Wishmaster” podbił świat, pokochały ich miliony fanów na całym świecie. Ja może jakąś zagorzałą fanką nie jestem, ale lubię sobie posłuchać „Oceanborn” czy „Century Child” – tak dla przyjemności, bo ta muzyka jest przyjemna i przyciąga niczym magnes. Słuchałam na wiele sposobów i każdy z nich był czasem mile spędzonym. Jeśli ktoś nie zna tego albumu to powinien nadrobić zaległości. Płyta na półce obowiązkowa!!!

9,5/10

Marta Misiak

Dodaj komentarz