1. Out From The Darkness
2. Power Of The Night
3. Death Doesn’t Wait
4. Spirit From Hell
5. Autumn Desires
6. Wild
7. Ostatni Śmierci Krzyk
8. Freezing Time
9. On Through The Night
10. Eclipse
11. Speed Metal Shock
Rok wydania: 2022
Wydawca: Ossuary Records
https://nightlordband.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/NightLordBand
Do niedawna nazwa Night Lord kojarzyła mi się z jedynie uniwersum Warhammera, lecz przypadek sprawił (a w zasadzie to redakcyjny kolega), że nabrała zupełnie nowego znaczenia. Otóż, okazuje się, iż tym mianem obwołała się rodzima grupa, której debiutancki album „Death Doesn’t Wait ukazał się ledwie kilka miesięcy temu. Przyznam szczerze, że poza „Dying Of Everything” Obituary, dawno nic nie zrobiło na mnie równie pozytywnego wrażenia, co opisywana właśnie płyta.
Retro okładka z charakterystycznym jegomościem i górami w tle przywołuje na myśl motyw ze „Storm of the Light’s Bane” Dissection, ale na szczęście to nie tedy droga. Owszem, jest szybko, mocno i głośno, lecz zamiast w smutne skandynawskie tremolo, panowie z Night Lord uderzają z zawrotną prędkością w heavymetalowe tony spod znaku katany z telewizorem. Słowem, zamiast nudnego lodu i podłych dźwięków jest przysłowiowy ogień i jazda na maxa, a muzykom dosłownie robota pali się w rękach. Znają się na rzeczy, tego im odmówić nie można.
Doskonale zgrany i zaserwowany wysoce energetyczny speed metal, utrzymany jest w klimacie starych, dobrych lat osiemdziesiątych, lecz podany w sposób świeży, bez cienia archaizmu. Do tego odpowiednio nasycony maidenowskimi melodiami, najbardziej dającymi o sobie znać w „Autumn Desires” czy „Eclipse„. Natomiast „Out From The Darkness” rozpoczyna się jak „Traitor” Deströyer 666, a jak wiadomo Australijczycy też lubują się w oldschoolowych klimatach. To wszystko dopełnia specyficzny wokal, niezwykle ubarwiający „Death Doesn’t Wait”. Świetnie daje sobie radę i pasuje tu wręcz idealnie. Warto jeszcze dodać, że muzyka łatwo wpada w ucho, a co najważniejsze – nie przytłacza ciężarem ani posępną aurą. Całość jest równa i spójna, ale w żadnym wypadku nie monotonna. Słychać w tym wszystkim radość z grania, co bez wątpienia przekłada się na przyjemność słuchania. To wszystko sprawia, że mimo galopującego tempa muzyki, gęstej od ostrych riffów, nie dopada człowieka znużenie, lecz dominuje poczucie przedniej zabawy, w rytm której głowa, czy kończyny idą mimowolnie w ruch.
Night Lord wysoko zawiesił sobie poprzeczkę na starcie, ponieważ „Death Doesn’t Wait” to bardzo udany album pod każdym względem. W znakomity sposób prezentuje to, czego mi w ostatnimi czasy w heavy metalu brakowało. Mam nadzieję, że chłopaki nie spoczną na laurach, bo takiego grania nigdy dość.
10/10
Robert Cisło