NICKELBACK – 2017 – Feed the Machine

NICKELBACK - 2017 - Feed the Machine

1. Feed the Machine
2. Coin for the Ferryman
3. Song on Fire
4. Must Be Nice
5. After the Rain
6. For the River
7. Home
8. The Betrayal (Act III)
9. Silent Majority
10. Every Time We’re Together
11. The Betrayal (Act I)” (instrumental)

Rok wydania: 2017
Wydawca: BMG
http://www.nickelback.com/


Poprzednia płyta Nickelback, „No Fixed Address” z 2014 roku sprawiała wrażenie całkowitego odcięcia się zespołu od jego grunge’owych korzeni. Tamten album wypełniały w większości popowe piosenki, w których żywe bębny Daniela Adaira zostały zastąpione samplami. Utwory takie jak „She Keeps Me Up” czy „Got Me Runnin’ Round”z gościnnym udziałem rapera Flo Ridy (wiecie, tego od „can you blow my whistle baby”) śmiało mogły trafić na listę przebojów Radia ZET. „No Fixed Address” odniósł spory sukces, można było więc przypuszczać, że kanadyjski kwartet dalej podąży w podobnym kierunku. Nic z tych rzeczy. Po przygodach w świecie mainstreamowego rocka panowie ponownie zaatakowali.

Nowy krążek wypełnia 11 premierowych utworów w starych dobrych gitarowych klimatach. Żadnych syntetycznych udziwnień, żadnych instrumentów dętych, tylko przesterowane mięcho. Chad Kroeger śpiewa na tej płycie o wiele bardziej drapieżnie, solówki Ryana Peake’a kojarzą się ze szkołą Marty’ego Friedmana, no i w każdym numerze mamy żywą perkusję. Na początek solidny cios w postaci utworu tytułowego. Mamy tu typową dla wczesnego Nickelback budowę utworu: mocny wstęp, spokojniejsza senna zwrotka, i potem znowu uderzenie w refrenie. „Coin For The Ferryman” napędza motoryczny, wpadający w ucho riff, a Chad wspina się na swoje wokalne wyżyny. W bridgu tego utworu pojawiają się sample i przetworzone głosy, ale nie ujmuje to całości tego ciężkiego, iście metalowego numeru. Z kolei „Song On Fire” mocno kojarzy się z Linkin Park z okresu „Minutes To Midnight”. W refrenie wokalista bardzo fajnie wyśpiewuje kolejne sylaby tekstu interwałami: tercja mała, cały ton, tercja mała, tercja mała, cały ton, kwinta. Genialny zabieg, który nadaje temu utworowi przebojowości bez muzycznej zdrady, która rządziła niepodzielnie na poprzednim albumie. Również przebojowy „Must Be Nice” to najbardziej rytmiczna piosenka na albumie, nie sposób nie odmówić sobie przy nim delikatnego tupania nóżką. Balladowy „After The Rain” ma folkowo zabarwione zwrotki, i choć nie trawię wszelkich symbioz ciężkiego rocka z jarmarcznymi brzmieniami to w tym numerze, „ogniskowo” grane na gitarze akustycznej akordy są po prostu piekielnie dobre. W „For The River” Ryan żyłuje gitarę po mostku, a Chad zabawia się w rapowanki, kolejny element, którego nie toleruję na rockowych płytach, a tutaj wypadają zaskakująco dobrze. Solówka w tym numerze jest zdecydowanie najlepsza na płycie, Pan Peake proponuje zgrabny tapping. „Home” ma bardzo senny początek, lecz zaraz potem przeradza się w iście stadionowy rockowy hymn. Ja osobiście trochę bym tu poprawił partie gitary rytmicznej w zwrotkach, bo nieco gryzą się z podniosłymi długimi dźwiękami gitary prowadzącej. W „The Betrayal (Act III)” na początku znów słyszymy gitarę akustyczną lecz zaraz potem Mike Kroeger wchodzi z mocno artykułowanym basem, po chwili dochodzą gitarzyści i grają z nim unisono. Wychodzi z tego kolejna ciężka wizytówka tej płyty. „Silent Majority” jest z kolei najbardziej radiowym numerem na „Feed The Machine”. W takim Antyradiu sprawdził by się świetnie. Niestety, tam wolą puszczać po kilka razy dziennie wątpliwej jakości muzykę obecnego Hey. „Every Time We’re Together” przynosi kolejne gitary akustyczne i sample na początku. Ale Pan Adair chyba poszedł po rozum do głowy po poprzedniej płycie i tutaj nie daje sobie w kaszę dmuchać: zaraz po samplowanym intro wchodzi z garami i fajnie napędza cały kawałek. Album kończy przepiękna gitarowa miniatura „The Betrayal (Act I)” skomponowana i wykonana w całości przez Ryana Peake’a na gitarach akustycznych z delikatnym akompaniamentem wiolonczeli w tle. Wspaniałe, nostalgiczne zakończenie tego wspaniałego albumu.

Przyznam szczerze, że (pewnie jak wielu starych fanów Nickelback) po „No Fixed Address” zwątpiłem w grupę. Nowy album ukazuje zespół w stanie odrodzenia, jakby zupełnie nowego początku. Z taką muzyką zawsze kojarzyłem tą grupę i teraz znów mogę o nich mówić jak o pilnych uczniach grunge’owych mistrzów.

8/10

Patryk Pawelec

Dodaj komentarz