01. The Edge Of Sanity (09:39)
02. You Are Not Me (04:55)
03. Runaway (04:58)
04. A Lonely Walk (05:31)
05. Control (09:58)
06. Lost (06:12)
07. Social Anxiety (03:44)
08. Legacy (03:56)
Rok wydania: 2015
Wydawca: InsideOut
http://www.nexttonone.net/
Nazwa pierwszej kompozycji – „The Edge Of Sanity”, kojarzyć się może z
dowodzonymi przez Dana Swano, weteranami szwedzkiej sceny
deathmetalowej. Sam wstęp (strugi deszczu i błyskawice), nawiązywać mogą
do najklasyczniejszego Black Sabbath, jednak sama muzyka młodych
amerykanów już od pierwszych taktów kojarzyć się będzie z tym, z czym
kojarzyć się chyba powinna, z prog metalową ikoną – Dream Theater.
Rozszalała perkusja brzmi tak, jakby siedział za nią sam Portnoy.
Okazuje się, że właśnie tak jest, z tą tylko różnicą, że to Portnoy
junior – Max Portnoy. Dużo do powiedzenia mają również pozostali
instrumentaliści: Ryland Holland (gitara), Kris Rank (bas), Thomas Cuce
(klawisze, wokal) – bogate aranże, selektywne brzmienie. Sam wokal
Thomasa, również bliski jest temu, co prezentuje James LaBrie, z tą
jedynie różnicą, że wspomagają go mocne, niemal growlowe wokalizy (ale
taki zabieg słyszeliśmy już na solowym projekcie płytach LaBrie). Druga
kompozycja „You Are Not Me” , to przewaga growlu na wstępie, skutecznie
zrównoważonego przez melodyjny głos Thomasa Cuce’a . Gitary tną tutaj
bardzo zadziornie, prawie tak jak na płycie „Train of Thought”
wspomnianych Dreamów. Z każdą kompozycją chłopaki poczynają sobie
bardziej ostro. Kolejny, transowy „Runaway”, skojarzył mi się nieco z
muzyką OSI. Solówki klawiszy na płycie fragmentami brzmią niczym
marillionowe pasaże Marka Kellyego. Jest również miejsce na bardziej
balladowe momenty – „A Lonely Walk”. Kompozycję przyjemnie wzbogacają
partie skrzypiec. Gitarowe solówki natomiast fragmentami brzmią tutaj
bardzo „gilmourowo”. Jak widać młodzi adepci progresywnej sztuki czerpią
ze sprawdzonych, najlepszych progresywnych wzorców. Utwór” „Control”,
to nie jedyny fragment płyty, który skutecznie mógłby figurować w
repertuarze Dreamów. W kolejnych kompozycjach („Lost”, „Legacy”) znaleźć
można pokaźną dawkę instrumentalnych batalii i technicznych popisów.
Wytchnienia od instrumentalnej kanonady dają jednak takie fragmenty jak:
„Social Anxiety” z samplowanymi ulicznymi odgłosami miejskiej
aglomeracji i przejmującym wokalem.
Słuchając tej płyty, aż nie chce się wierzyć, że ci młodzi ludzie w
trakcie rejestracji materiału nie przekroczyli jeszcze wieku 15, 16
lat. „Światełko w ciemności”, dla młodych amerykanów, tak naprawdę
dopiero się zapaliło. Należy przypuszczać, że Mike Portnoy, który zajął
się produkcją albumu, jako dobry ojciec skutecznie dopilnuje, aby
zabłysło na dłużej i świeciło coraz jaśniej.
8/10
Marek Toma