NEAL MORSE – 2011 – Testimony 2

CD 1
Part Six: (22:50)
1. Mercy Street
2. Overture No. 4
3. Time Changer
4. Jayda
Part Seven: (22:54)
5. Nighttime Collectors
6. Time has come Today
7. Jesus’ Blood
8. The Truth Will Set You Free
Part Eight: (32:36)
9. Chance of a Lifetime
10. Jesus Bring Me Home
11. Road Dog Blues
12. It’s For You
13. Crossing Over / Mercy Street Reprise

Total CD1: 78:52

CD2
1. Absolute Beginner (4:39)
2. Supernatural (6:11)
3. Seeds of Gold (25:59)

Total CD2: 36:51

Wydawca: Inside Out
Rok Wydania: 2011


W 2003 roku, na rynek muzyczny wyszło, składające się aż z pięciu części, obszerne muzyczne dzieło Neala Morse’a, „Testimony”. Teraz po ośmiu latach, ukazuje sie jego kontynuacja, składająca się z kolejnych trzech części (ale i nie tylko), „Testimony 2”. Okładkowa postać chłopca z pierwszej płyty, bardzo wyrosła przez te osiem lat, jeszcze bardziej rozrósł się, krzew widniejący na obecnej okładce. Jest to niezwykle okazała roślina w porównaniu do malutkiego krzewiku z grafiki sprzed ośmiu lat. Adekwatnie jest z muzyką na nowym albumie, wydaje mi się, że jest zdecydowanie dojrzalsza i znacznie bogatsza od części pierwszej.

Wśród muzyków towarzyszących artyście w realizacji jego dzieła, znaleźli się tym razem: ex perkusista Dreamów, a także jego partner współtworzący supergrupę Transatlantic, Mike Portnoy, Steve Morse (Deep Purple), jego byli koledzy ze Spock’s Bearda: Alan Morse, Nick D’Virgilio, Dave Meros, oraz Paul Bielatowicz (Carl Palmer Band), Matthew Ward (2nd Chapter of Acts) i członkowie Nashvile Symphony.

Rockowy kaznodzieja, Neal, rozpoczął kontynuację swojego muzycznego „Świadectwa”, z ogromnym impetem, co prawda zaczyna się bardzo spokojnie, fortepianowo, kompozycją „Mercy Street”, ale obszerniejszy początkowy fragment płyty jest niezwykle potężny, i posiada nieco zbliżony klimat do ostatniej płyty Transatlantic. Mocna, energiczna dawka rockowych riffów, dużo wielogłosów oraz charakterystyczny patos, który mi bynajmniej nie przeszkadza. Imponujące skrzypce ubogaciły kompozycję „Overture No. 4”. Zdecydowanie, bardziej lirycznie robi się dopiero w kompozycji „Jayda”, zamykającą część szóstą dzieła. To chyba jeden z piękniejszych momentów płyty, choć takich momentów jest bardzo wiele! Kolejny fragment, rozpoczynający „Part Seven”, to wręcz blues rockowa, ostra jazda z hammondowym podkładem. Niezwykle przejmującym momentem tej części jest przepiękna kompozycja pt. „Jesus’ Blood”. Kończący ją „The Truth Will Set You Free” ma natomiast najbardziej podniosłą, symfoniczną, oprawę. W ostatniej, ósmej części suity, wyróżniłbym w szczególności „It’s For You”. Nie ma wątpliwości, kto gra tutaj na gitarze, oczywiście trzeci z Morse’ów, Steve, nie będący oczywiście bratem dwóch pozostałych, grających na tym albumie (Neala i Alana). Dzięki jego grze, fragment ten nabrał z lekka purpurowej barwy, zresztą cały album przepełniony jest jego świetnymi solówkami, wnoszącymi do muzyki wiele energii. Całość tej obszernej muzycznej opowieści niczym klamra spięta została tematem „Crossing Over”, będącym repryzą pierwszej z kompozycji.

Koniec szóstej części „Testimony”, nie jest jeszcze końcem tego świetnego albumu. Wkładamy drugą płytkę, a tutaj zaledwie trzy utwory, a dokładniej mówiąc dwa utworki: „Absolute Beginner” (4:39), „Supernatural” (6:11) , oraz suita: „Seeds of Gold” (25:59 minut!). Pierwsze dwa zdecydowanie lżejsze gatunkowo, bardziej piosenkowe, ale pełne uroku i przebojowego potencjału. Ich klimat przypomina mi nieco Yes, z okresu „Open Yoy Eyes” czy „The Ladder”. Ta prawie półgodzinna muzyczna dawka na zakończenie, „Seeds of Gold”, powinna natomiast zasmakować wszystkim zwolennikom wczesnych płyt Spoock’s Bearda, kiedy to Neal Morse był jeszcze jego nieodłączną częścią. Gitarzysta Steve Morse, dołożył również i tutaj do pieca (piękne solówki w końcówce).

Przyznać muszę, że słuchając pokaźnej dawki muzyki z pierwszej części „Testimony” w całości, zdarzało mi się ziewnąć, natomiast „Testimony 2”, mimo swojego potężnego, muzycznego gabarytu, trzyma w napięciu od początku do końca i słucha się z wypiekami na twarzy. W kwestii muzycznej, to dla mnie obok „Question Mark” z 2005 roku, najlepsze solowe dzieło Neala. Po nieco słabszym „Lifeline”., Neal Morse na powrót w wielkiej, muzycznej formie!

9,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz