1. Boom Bang Bang
2. One Set of Bones
3. Back 2B4
4. Winter Sunlight
5. Rock ‘n’ Roll Telephone
6. Punch A Hole In The Sky
7. Long Long Time
8. The Right Time
9. Not Today
10. Speakeasy
11. God Of The Mountain
Rok wydania: 2014
Wydawca: Union Square Music
http://www.nazarethdirect.co.uk/
Nazareth funkcjonuje obecnie w lekko schizofrenicznej sytuacji. Z
jednej strony mamy premierę studyjnej płyty „Rock’n’roll Telephone“ z
Danem McCafferty’m za mikrofonem, z drugiej – zespół koncertuje po
świecie z niejakim Lintonem Osbornem w roli frontmana. Niestety w tym
wcieleniu to już raczej Nazareth Cover Band… Zresztą, pełny zapis
jednego z koncertów jest dostępny w sieci i to w dobrej jakości – można
samemu posłuchać i wyrobić sobie opinię w temacie aktualnych możliwości
składu legendy rocka.
No, ale przedmiotem tej recenzji nie są personalne roszady w grupie i
decyzja o kontynuowaniu dalszej działalności bez charyzmatycznego, lecz
cierpiącego ostatnio na poważne problemy zdrowotne frontmana, tylko
najnowszy album „Rock’n’roll Telephone“. W mediach odtrąbiono już, że to
pożegnalna płyta grupy, kwartet z Dunfermline zostawia sobie jednak
furtkę, publikując na oficjalnej stronie internetowej, że „to MOŻE być
ostatni album z oryginalnym wokalistą w składzie“. Może, ale – mam
nadzieję – nie musi… (a nagrywanie z kimś innym za mikrofonem powinni
sobie jednak odpuścić dla dobra ogółu).
Gdyby jednak „Rock’n’roll Telephone“ rzeczywiście okazał się ostatnim
studyjnym wydawnictwem z McCaffertym, to pożegnanie Mistrza z fanami
wypada naprawdę godnie. Nie wiem czy to możliwości współczesnej
techniki, czy McCafferty wydobrzał na sesję, fakt pozostaje faktem, że
po dolegliwościach wokalisty nie ma śladu w tych 11 nagraniach, które
trafiły na podstawową wersję płyty. Czy schorowany siedemdziesięciolatek
wykrzyczałby z taką werwą wersy w „God of The Mountain“ albo w „Punch A
Hole In The Sky“?
Dwa pierwsze kawałki z pewnością zadowolą każdego fana starego, dobrego
Nazareth. Surowe, hardrockowe granie, oldskulowe brzmienie –
przypominają się czasy „Razamanaz“ i „Hair of The Dog“. Zwłaszcza „One
Set of Bones“ z dudniącym basem Petera Agnew robi wrażenie. Szkoda, że
to dobre wrażenie psuje trzeci w zestawie
„Back 2B4„ – ani to mocne, ani balladowe, do przebojowości też daleko…
Bardziej przekonująco wypada już „Winter Sunlight“ – typowa dla
szkockich weteranów nastrojowa piosenka.
Pełnia mocy wraca na szczęście w utworze tytułowym – to Nazareth jaki
lubię najbardziej (chociaż za ckliwe „Love Hurts“ i „Dream On“ też). Do
pieca solidnie dokładają również we wspomnianym wyżej „Punch A Hole In
The Sky“ z fajnym gitarowym, wymiataniem Murrisona.
Totalnym zaskoczeniem jest początek „Long Long Time“. Nazareth i hip
hop? Tego chyba mało kto się spodziewał po szkockich weteranach. Sam
kawałek niestety znów zapisuję po stronie słabszych punktów płyty. Miał
to chyba być hołd dla artystów związanych niegdyś z wytwórnią Motown,
ale wyszło średnio…
„The Right Time“ to znów klasyczne, nazarethowe balladowanie. Fajny
kawałek z domieszką bluesa i soulu, ale tu na szczęście McCafferty
śpiewa z chrypą, a nie leci dziwnym falsetem jak w utworze spod szóstki.
I znów radykalna zmiana: „Not Today“ – ciężki, sunący niczym czołg
rocker. „Still Got The Fire In My Eyes“ – śpiewa McCafferty i trudno mu
nie wierzyć. Chciałoby się dorzucić „Still Got The Power In My Voice“…
Glam rock żyje! – tak z kolei można by podsumować „Speakasy“. Skoczny,
tryskający optymizmem kawałek – fajna rzecz. Całość w efektowny sposób
wieńczy rozpędzony, zawdzięczający co nieco kolegom po fachu z Deep
Purple „God of The Mountain“.
Gdyby nie dwa muzyczne dziwolągi dałbym nawet dziewiątkę, bo naprawdę
udała im się ta płyta. Czy faktycznie ostatnia w dyskografii? Pytanie
pozostaje otwarte…
8/10
Robert Dłucik