Nahui – 2008 – A Blue Fire

Nahui - A Blue Fire

1. …And I
2. Fluid Hollow
3. Unlock The Door
4. Christmas
5. Berlin
6. After The Wave
7. Broken Glasses
8. Crumbled From Stars

Rok wydania: 2008
Wydawca: Mykingdom Music


NAHUI to zespół pochodzący Włoch a właściwie nie zespół lecz głównie jeden człowiek, Luca Giancotti i jest to jego pierwszy pełnometrażowy produkt. Luca gra praktycznie na wszystkich instrumentach, jedynie na perkusji pomaga mu Adre Martella i dodatkowo w niektórych utworach na gitarze udziela się Stefano Zanetti.

Pierwsze dwa utwory, „…And I” oraz „Fluid Hollow” to wyraźny ukłon w stronę U2, a to głównie za sprawą wokali, następny zaś „Unlock The Door” jest już bardziej hardrockowy, no chyba że poprzednie utwory to był przedsionek a teraz zespół otwiera nam tytułowe drzwi do wnętrza swojej muzyki.
Kolejny utwór – „Christmas”, zwolnienie i robi się jakoś tak sielankowo, swojsko jak na szkolnej potańcówce, a może właśnie świątecznie jak wskazuje tytuł, z paradaisowskimi brzęczeniami gitar, fajna kołysanka z dopalaczem, no i całe szczęście że wokal w tym utworze nie brzmi już jak Bono, jak dla mnie, płyta mogła by się zacząć dopiero od tego kawałka. Luca otrząsnął się nieco ze swoich U – cwajowych wpływów i chwała mu za to. No bo NAHUI (po co komuś dzisiaj drugie U2).
Kolejan odsłona, utwór noszący tytuł „Berlin” szkoda że nie jest nawiązaniem do utworu „West Berlin” grupy Camel. To znowu jakaś dziwna krzyżówka Paradise Lost z U2 , tak jakby skrzyżować żółwia z kotem.
Kolejna odsłona – „After The Wave”, fajny feeling, mały ukłon w stronę gotyckich zespołów z hardrockowym zacięciem, na upartego w utworze można znaleźć echa Depeche Mode czy nawet Simple Mind. Utwór należy zdecydowanie do tych ciekawszych na płycie. Gotycka aura podobna do późniejszych produkcji Paradise Lost, plus melodyjny refren daje temu utworowi ciekawy efekt.
Trzeba przyznać że płyta się rozkręca szkoda że następuje to tak późno bo to już przedostatni utwór – „Broken Glasses”. Utwór jednak znów jakby z innej bajki, melancholijny okryty lekką nitką psychodelii, oszczędne instrumentarium, tylko gitara akustyczne i delikatne plamy syntezatorowe, kawałek posiada naprawdę fajny klimat .
Podobnie zaczyna się ostatni już numer – „Crumbled From Stars”, który w swej drugiej fazie pokazuje znów nieco ostrzejsze oblicze.

Reasumując, płyta niespójna, jakby zespół eksperymentował i nie wiedział za bardzo w którą stronę podążyć. Dla fanów metalu, za mało metalowa, dla fanów gotyku za mało gotycka, dla zwolenników klasycznego rocka zbyt ostra, dla miłośników artrockowej finezji za mało progresywna, a dla antysłuchaczy zbyt mało komercyjna. Artysta musi znaleźć swoją niszę wśród odbiorców muzyki i życzę mu aby taką niszę odnalazł.
Luca Giancotti zafundował nam pewne schody albo górską wycieczkę, czym wyżej tym lepsze widoki, niestety nie są to Alpy ani Tatry Wysoki co najwyżej Góry Świętokrzyskie.
Aby było sprawiedliwie zrobię mały muzyczny rachunek sumienia. Album zawiera osiem kompozycji, cztery mi się spodobały a cztery nie. Rachunek jest prosty 4/8, w naszej skali 5/10, ale dodam jeszcze jeden punkt za poszukiwania swojej drogi artystycznej.

6/10

Marek Toma

Dodaj komentarz