MYRATH – 2024 – Karma

Myrath - Karma

1. To The Stars
2. Into The Light
3. Candles Cry
4. Let It Go
5. Words Are Failing
6. The Wheel Of Time
7. Temple Walls
8. Child Of Prophecy
9. The Empire
10. Heroes
11. Carry On

Rok wydania: 2024
Wydawca: Ear Music
https://www.facebook.com/myrathband


Kiedy Myrath byli jeszcze klonem Symphony X, ich muzyka trafiła do mnie przez Nightmare Records Lance’a Kinga. Zresztą pierwsze trzy płyty przyszło mi ściągać ze Stanów. Dwójka i trójka do dziś należą do moich ulubionych. Dane było mi oglądać ich koncerty wielokrotnie i dlatego nawet jeśli trafiłem jakiś nieszczególnie nagłośniony, a nawet taki gdzie zagrali bez klawiszowca, dopisywałem to do udanych imprez, a to ze względu na okoliczności, a to towarzystwo, albo fakt, że zawsze była okazja pogadać z muzykami po koncertach.
Płyta „Legacy” wyniosła ich na wyższy poziom popularności. Owszem dalej pojawiali się na trasach jako supporty, ale coraz częściej i z coraz większymi nazwami headlinerów. Panowie chyba jednak sami zachłysnęli się sławą bo „Shehili” nie była już tak porywająca. Chłopaki postawili zdecydowanie na arabskie patenty i orkiestracje… i jeśli o mnie chodzi przedawkowali. Poprzedni album po prostu mi się nie kleił. Wydawało się, że wszystko jest na swoim miejscu, tymczasem utwory do mnie nie trafiały.

I niby miałem obawy co do kolejnej płyty, ale z drugiej strony, oczekiwałem utrzymania poziomu poprzedniczki. Pewnie rzeszy nowy fanów właśnie dwa ostatnie krążki najbardziej przypadają do gustu. Tymczasem „Karma” zachowując równie wysokie proporcje orientu, wywołuje u mnie zgoła odmienne reakcje niż „Shehili”. Nowe kawałki porywają, melodie są soczyste, bas pięknie klanguje i statystycznie na co drugim kawałku ma jakiś warty zapamiętania motyw, nie zabrakło kozackich patentów i bardzo energetycznych motywów. Ważne, że gitary również mają tu sporo do powiedzenia. Tu i ówdzie wydają się istną ozdobą utworu, bo do tego że klawisze są tu pierwszoplanowym instrumentem musimy przejść do porządku dziennego. Co ważne, nie są tak sztampowe jak na poprzedniej płycie bywało, a kiedy pojawiają się w postaci pianina – wyciskają ze słuchacza jeszcze więcej emocji.

Całość wywołuje u mnie huraoptymizm, ale owszem jeśli rozebrać kawałki na czynniki pierwsze mógłbym mieć uwagi. Co zabawne, mimo tego że mam świadomość „czym to się je”, na płytach Myrath zawsze robiły na mnie wrażenie utwory najmniej napakowane brzmieniami arabskimi, zresztą do dziś moje ulubione kawałki formacji to „Time to grow”, „Apostrophe for a legend” czy „Storm of lies”. Tym samym tropem idąc, „Candles Cry” to zdecydowanie mój ulubiony kawałek z „Karmy” – od początku zwraca uwagę rytmika – i energia którą przynosi. Zresztą jeśli zacząłem już drążyć, wnioski były takie że jeśli coś nawet było poniżej kreski – jakiś patent wyciągał nastrój całości ponad przeciętność. Tak np. nie porywa mnie refren w „Words Are Failing” ale za to jest świetna zwrotka, dla mnie jest w tym jakiś AORowy duch. „The Wheel Of Time” z kapitalnym basem w dość kwadratowej zwrotce, natomiast melodia przed refrenem – palce lizać! Wybór singli? Muszę tylko przyklasnąć, każdy dopisze „To The Stars”, „Into The Light” i „Heroes” do listy ulubionych. To kawałki na miarę „Beliver” i tyle w temacie.

Reasumując, Myrath zrobili coś dziwnego. Nie zbaczając z obranej ścieżki (bo przecież nie zmniejszyli ilości orkiestracji) spowodowali, że ich muzyka jest na powrót interesująca i intrygująca. „Karma” przebije „Legacy” w rankingach wielu fanów, a dla mnie jest najlepszym albumem w nowożytnej historii zespołu.

9/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz