1. Any Kind of Heat (3:40)
2. Thinking of You (5:13)
3. Riot Love (4:19)
4. Strange Fruit (3:52)
5. Daydream (5:12)
6. As Fast As You Can (5:08)
7. Just Another Day (4:07)
8. Love In Stereo (4:04)
9. Believer (4:37)
10. By Your Side (3:44)
11. Riding Horses (4:12)
12. Awake (3:49)
13. Soft Parade (3:30)
14. Rolling (4:22)
15. I Wish (5:47)
Rok wydania: 2009
Wydawca: dEPOT214
http://www.myspace.com/mytvisdead
My TV is Dead to muzyczny duet z Brukseli, w którego skład wchodzą
Amaury Massion i Joel Grignard. Wedle tego, co udało mi się o chłopakach
wyszukać w sieci, cieszą się sporą popularnością w swoich stronach,
zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wydany dwa lata temu „Freedomatic” to
dopiero debiut żałobników opiewających techniczną śmierć telewizora.
Płytka trafiła w moje ręce niemal przypadkiem, za pośrednictwem sił
naczelnych redakcji, nikt inny najwyraźniej nie odnajduje się tak dobrze
w alternatywnym rocku spod znaku…
Radiohead. Czuć zapach twórczości Króli Kończyn (tej po „OK
Computer”) niemal na całym krążku. Czy to elektroniczny beat w tle
„Strange Fruit”, ewidentnie podwędzona gitara w „As Fast As You Can”,
chórki w „Just Another Day”, tempie i wokalach „Love In Stereo” –
słowem: „Radiohead jest wszędzie”. Zadaj sobie pytanie, czy interesuje
Cię kolejny zespół grający w ten sposób. Jeżeli odpowiedź będzie
przecząca, daruj sobie i „Freedomatic”, i dalszy ciąg recenzji. Jeżeli
jednak nie przeszkadza Ci inspirowanie się gigantami gatunku, możemy
wymienić cechy rozróżniające My TV is Dead od Radiogłowych. Głos
Massiona daleki jest od Yorke’owych wyżyn, brzmi jak cieplejsza wersja
Trenta Reznora z Nine Inch Nails, co przyjemnie podkreśla od czasu do
czasu bujający basik. Młodość i fakt debiutowania na scenie muzycznej
nie zabrania także duetowi na romans z brzmieniem czysto radiowym,
nikogo zatem nie powinien zdziwić refren „sia la la” w „Thinking of
You”, rewelacyjny refren „Love In Stereo” lub czysto dyskotekowe rytmy
„Believer”. Tak, zbiór piętnastu kompozycji jest bardzo eklektyczny, co w
żadnym wypadku nie powinno być rozpatrywane jako wada.
Co nie znaczy, że debiut My TV is Dead jest od takowych wolny. Że nie
odkrywają nowych terenów w gatunku, to już zdążyliśmy jasno ustalić.
Drugim problemem dotyczącym albumu jest nieumiejętność odnalezienia w
tych wszystkich kompozycjach swojego własnego „ja”. Na moje ucho duet
odnajduje się lepiej w ruszających serce balladkach i lekko ambientowych
nastrojach, mam nadzieję, że w tym kierunku zwrócą się w przyszłości.
Trzecim zaś – paradoksalnie – jest ilość utworów. Za długi to album. Ja
wiem, że jak się dopiero zaczyna, to i ze dwadzieścia kawałków chciałoby
się na ten srebrny krążek upchnąć, ale prawdą jest, iż idealna długość
wydawnictwa alternatywnego została tutaj przekroczona o prawie kwadrans.
Dla kogo zatem jest „Freedomatic”? Dla całkowicie otwartych
słuchaczy, wiecznie szukających nowych przystani. Oni na pewno znajdą na
tym krążku coś dla siebie. Reszta pewnie uzna go za „przymułę” lub
zbiór zbyt prostych piosenek. Ja osobiście będę doń wracał, bo kilka
momentów potrafi przyspieszyć bicie nostalgicznego serducha. Wystawiłbym
„siódemkę”, ale wydaje mi się to nieuczciwe w świetle wyżej
wymienionych wad. Ocen ćwiartkowych nie uznaję, dlatego ostatecznym
werdyktem będzie lekko zaniżona…
6,5/10
Adam Piechota