MY DYING BRIDE – 2011 – The Barghest O’Whitby (EP)

1. The Barghest O’Whitby


Rok wydania: 2011
Wydawca: Peaceville
http://www.mydyingbride.org


Niedawno My Dying Bride świętowali 20-o lecie powstania co zaowocowało nieco odbiegającym od stylistyki zespołu, monumentalnym wydawnictwem „Evinta”. Aby jednak fani nie zapomnieli jakiemu stylowi hołduje zespół, na rynku pojawił się materiał Ep. „The Barghest O’Whitby”. Co ciekawe jest tu tylko jedna kompozycja (tytułowa), ale trwająca ponad 27 minut!

„The Barghest O’Whitby” to My Dying Bride w pigułce. Jest tu wszystko co najbardziej charakterystyczne w muzyce zespołu. Są mroczne, grobowe growle, są i łzawe wokalizy, które wyróżniają Aarona Satinthorpea na tle innych metalowych wokalistów. Nie zabrakło skrzypiec, które są istotnym elementem muzyki zespołu już od lat (z krótką przerwą, gdy palmę pierwszeństwa przejęły instrumenty klawiszowe) jak i mocnych metalowych przyspieszeń.

Stylu My Dying Bride nie można pomylić z żadnym innym zespołem, Marszowe, momentami wręcz monotonne rytmy przetykane partiami skrzypiec i ekspresyjnym śpiewem powodują, że ten zespół albo się kocha albo nienawidzi. Tu nie ma miejsca na stany pośrednie. Kompozycja „The Barghest O’Whitby” nie jest szczególnie wyróżniającą się na tle pozostałych utworów nagranych przez zespół (poza długością). To stary dobry My Dying Bride! Początkowa partia utworu przyprawi o szybsze bicie serca wszystkich zakochanych w pierwszych albumach formacji. Dość brudne (niemal garażowe) brzmienie i ascetyczne dźwięki instrumentów kreują klimat z rodem z czasów „As the Flowes Withers”. Potem utwór powoli się rozwija i rozkręca, growle zastępują czyste wokale, robi się coraz ciekawiej i intrygująco. Pod koniec jest agresywnie a w głosie wokalisty jest znów mroki.

Dal fanów zespołu jest to pozycja obowiązkowa, a osobom, które chcą rozpocząć swoją przygodę z zespołem zdecydowanie polecam krążki pokroju „The Angel and the Dark River”.

Piotr Michalski

Dodaj komentarz