1. I.
2. Erdő
3. Beléndek
4. Bádog szemfedél
5. II.
6. Sorvadó
7. Asszonyember
8. Aprószentek
9. III.
Rok wydania: 2023
Wydawca: Defense Records/Mythrone Promotion/Metal Ör Die Records
Historia z pozoru wygląda banalnie i sztampowo. Ot, kolejny metalowy album poruszający tematykę zbrodni i seryjnych morderców. Trudno bowiem o bardziej oczywiste połączenie, aniżeli śmierć, zbrodnia i właśnie metal. Jednak w przypadku węgierskiego Mutilation Case sprawa przestaje być taka prosta, zwłaszcza, że opisują się jako dadaistyczny death metalowy zespół… a raczej dwuosobowa formacja.
W tym momencie sytuacja zaczyna się komplikować, bo właśnie o ten dadaizm wszystko się rozbija. Najwyraźniej w myśl swobody twórczej i odejścia od kanonów jednolitego stylu, panowie Jim Jones (Wielebny?) i Mr. N. postanowili działać niestandardowo i uciec od utartych schematów. W efekcie czego, ich debiut nie jest death metalem w klasycznym wydaniu, jakiego można by się spodziewać, ponieważ śmiało i skutecznie wyłamuje się poza jego sztywne ramy.
Otóż tenże szwedzko brzmiący death metal, tak naprawdę stanowi (jedynie) mocny rdzeń kompozycji i punkt wyjściowy do eksploracji odmiennych stylistycznie rejonów, mniej lub bardziej mu zbliżonych. W zmyślnie stworzonych aranżacjach agresja i moc łączą się z posępnym spokojem, brudne i szorstkie brzmienie współgra z łagodnymi dźwiękami, a dynamika często ustępuje powolnym melodiom przepełnionym „trwożnym niepokojem”. Czasem brzmi to jak typowy death lub grind, a czasem jak funeralny doom. Ich ostateczny kształt i tak się zmienia. Dodatkowo utwory ciekawie ubarwiono całą masą ponurych i rzewnych dodatków. Dają one dość zaskakujące efekty, przez co poczucie przygnębiającej melancholii, którego nie brak na płycie, wzmaga się jeszcze bardziej. Zazwyczaj stanowią tło dla potężnego jazgotu spod znaku „HM-2”, lecz mimo to, w twórczości węgierskiego duetu pełnią niebagatelną rolę i mocno wpływają na atrakcyjność muzyki Mutilation Case, czyniąc ją po prostu ciekawą i intrygującą. Jednym z kluczowych elementów spoza głównej estetyki jest na „2023” dźwięk saksofonu, a przynajmniej czegoś, co bardzo go przypomina. Osobiście nie mam nic do saksofonu w metalu, a zwłaszcza szacunku, ale tu sprawdza się po prostu doskonale. Podobnie zresztą jak kościelne organy, których dźwięki dodają trochę pogrzebowego patosu, momentami gra wręcz główną rolę, idealnie wpisując się w mocno dojmującą atmosferę. Ta zaś ma taki podły charakter za sprawą, tematyki, jaką na swoim wydawnictwie porusza nomen omen Mutilation Case. Otóż każda z piosenek inspirowana była autentycznymi wydarzeniami i stanowi opis (wraz ze zdjęciem i informacyjną notatką) poczynań seryjnych zbrodniarzy, którzy na przestrzeni lat zapisali się krwistymi literami w annałach węgierskiej kryminalistyki. Te tragiczne wydarzenia posłużyły do stworzenia swoistej kroniki zbrodni.
„2023” to specyficzny i niełatwy w odbiorze album, ale jednocześnie interesujący pomimo swej przykrej aury i makabrycznej tematyki. Niezwykle mocno przykuwa uwagę i stanowi przykład udanej próby tchnięcia w skostniałą formę nowego ducha. W wyniku tak pokrętnych działań, Mutilation Case brzmi jak skrzyżowanie Dismember, Entombed lub innych tego typu kapel z Five the Hierophant, Pan.Thy.Monium czy Abysmal Grief, tu i ówdzie zdumiewając dźwiękami godnymi Lustre. Nie wątpię, że znajdzie spore grono sympatyków, którzy docenią jej niekonwencjonalność i spektrum stylistyczne, tworzące tę niebanalną całość.
Robert Cisło
8/10