01. Breathe Grease
02. Enjoy the Night
03. Dingy Situations
04. Shrednecks
05. Poison the Preacher
06. Bourbon Discipline
07. Parole Violators
08. Slime and Punishment
09. Amateur Sketch
10. Excessive Celebration
11. Low Tolerance
12. Under the Waste Command
13. Death Proof
14. Think Fast
Rok wydania: 2017
Wydawca: Nuclear Blast
Ubiegły rok był na tyle obfity w muzyczne wydawnictwa, że trudno było
się ogarnąć szukając tych naprawdę wartych posłuchania. Pośród mniej lub
bardziej udanych, trafiały się prawdziwe perełki godne najwyższych
ocen. Jedną z nich bez wątpienia jest „Slime and Punishment”
amerykańskiej grupy Municipal Waste. Szósty studyjny album bandy z
Richmond ujrzał światło dzienne dopiero pięć długich lat po udanym „The
Fatal Feast (Waste in Space)”. Może dlatego, że w międzyczasie Tony
Foresta i Phil „LandPhil” Hall udzielali się w Iron Reagan.
Wracając do tematu, „Slime and Punishment” to album godny polecenia
osobom pragnącym odprężenia przy prostej i żywiołowej muzyce, bez woalu
nadętej i pompatycznej sztuki. Pozbawiony sztucznego blichtru jest
ostoją szczerego i bezkompromisowego grania, nieupudrowanego pięknymi
melodiami i przesadnie wydumanymi formami aranżacji.
Panowie z Municipal Waste pokazują, że nadal są w formie i kolejny raz
ostro dokładają do pieca, osiągając niekiedy pierwszą kosmiczną,
wynoszącą słuchacza na orbitę doskonałej zabawy. Jednocześnie z
właściwym sobie wdziękiem serwują thrash/crossover w czystej postaci. W
dobie podążania za modą i usilnego bycia oryginalnym przez tworzenie
wszelkiej maści tworów post-black metalu, post-hardcore’u czy innego
post-„czegośtam”, „Odpady” zdają się opierać się koniunkturalnym zapędom
w muzycznym biznesie i pozostają wierni temu, w czym czują się
najlepiej. „Slime and Punishment” nie różni się jakoś specjalnie od
swoich poprzedników, ale to wcale nie stanowi ujmy czy skazy na honorze
zespołu, wręcz przeciwnie. Municipal Waste należy do tego typu kapel,
które nie eksperymentują z drastyczną zmianą stylistyki, brzmienia czy
czegokolwiek innego, mającego istotny wpływ na kształt i odbiór ich
płyt. W krótkich utworach z pełną mocą wyrzucają z siebie, to co leży im
na sercu. Dzięki temu otrzymujemy po prostu porządny crossover na
najwyższym poziome – konkretny, solidny i nie przytłaczający. Dotkliwie
kąsa i dostarcza znakomitej rozrywki.
Tu nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić: prosty przekaz, prosta
muzyka, maksimum energii i niecałe pół godziny dobrej zabawy.
Czternaście kompozycji, nie dłuższych niż trzy minuty, konkretnie uderza
i trzyma w uścisku jak nieizolowane przewody z prądem zmiennym.
Powodują mimowolne ruchy głową w rytm muzyki i grymas zadowolenia na
twarzy słuchacza. Dystans, sarkazm, oldschoolowe brzmienie i żadnych
fałszywych tonów. „Slime and Punishment” nie wymaga przesadnego
skupienia czy komfortowych i sterylnych warunków do jego konsumpcji.
Tego można słuchać wszędzie – w domu, w pracy, w samochodzie, podczas
biegania czy na imprezie.
9/10
Robert Cisło