1. Fight
2. Stone
3. Without You
4. Begging Hands
5. Growing
6. Be for Me (Like a Tree)
Rok wydania: 2022
Wydawca: Oskar Records
Zbiegające się w końcówce ubiegłego roku premiery płyt Collage i Mr Gil niewątpliwie sprawiły, że artyści pochodzący, że tak powiem z jednego drzewa genealogicznego, nie unikną porównań swoich najnowszych dzieł. Osobiście nie zamierzam tego robić, bo to trochę tak, jakby porównywać zabytkową, przebogatą katedrę, do wyjątkowej urody, unikatowej architektonicznie kapliczki. A jeśli kogoś nie przekonują sakralne alegorie, to użyję może innego porównania: wystawnego, uroczystego przyjęcia jubileuszowego, do kameralnej, smacznej kolacji w gronie najbliższych.
Płyta Mr Gil to zdecydowanie bardziej kameralna muzyka. Jeżeli chodzi o jej odbiór na żywo, to bardziej potrafię sobie wyobrazić koncert Mr Gil w małym, przytulnym klubiku, niż na wielkim progresywnym festiwalu. Płyta oczywiście wybornie smakuje, słuchana „Alone”. Z premedytacją nawiązuję do tytułu pierwszej płyty Mr Gil, która niegdyś przemierzała u mnie milową drogę, przesuwając się w tę i we w tę, w zamkniętej powierzchni magnetofonu kasetowego, stojącego w zamkniętej powierzchni mojego pokoju. Z najnowszą płytą pewnie będzie podobnie. Z tym że współczesny świat obraził się na wszelkie nośniki fizyczne, stawiając na wygodnictwo streamingów. Nie będę ukrywał, że również mnie streaming pozwolił poznać ten materiał znacznie wcześnie, niż dotarła do mnie płyta w postaci, pięknie wydanego przez firmę Oskar CD.
Skupmy się jednak na tym, co najważniejsze – na muzyce. Co jest jej atutem? Niewątpliwie gitara. W świecie muzyki progresywnej, piękne charakterystyczne gitarowe solówki, to jeden z istotniejszych elementów. Jeżeli chodzi o te piękniejsze, najbardziej charakterystyczne w świecie progresywnej gitarowe zjawiska, to możemy wyróżnić oczywiście „latimeryzmy”, „gilmourowania” i pewnie wiele innych. Natomiast na naszym rodzimym podwórku, są to bez wątpienia „gilowania”. I właśnie takimi charakterystycznymi, pięknymi „gilowaniami”, napawać się można tutaj do woli. Mirek Gil jednak nie zamyka się w magii gitary elektrycznej, płyta przepełniona jest bowiem mnóstwem subtelniejszych, akustycznych brzmień.
Głos Karola Wróblewskiego, mogliśmy usłyszeć praktycznie na wszystkich frontach, na których „służył” Mirek Gil (Believe, Collage, wcześniejsze płyty MrGil). I niejednokrotnie udowadniał, że jest świetnym wokalistą. Tutaj oczywiście to potwierdza. Ba, dzięki coraz większemu doświadczeniu, staje się wokalistą jeszcze lepszym. Ozdobą tej płyty, są jego prześliczne duety z wokalem żeńskim Gosi Koscielniak, w kompozycji „Without You” i „Be for Me”.
W serwisach społecznościowych potkałam się ze stwierdzeniem, że to najbardziej believe’owo brzmiąca płyta Mr Gil. Chyba jednak nie tak do końca. Istotnym elementem muzyki Believe były skrzypce Satomi. Bez wątpienia najnowsza płyta zdecydowanie różni się jednak od dwóch poprzednich, których cechą charakterystyczną, były wyróżniające się klawisze Konrada Wantrycha i brak perkusji. Tutaj mamy sytuacje odwrotną: brak klawiszy i fenomenalną sekcja rytmiczną: Przemas Zawadzki (bas), Robert „Qba” Kubajek (perkusja). To esencja klimatu tej płyty, na równi z gitarą Mirka Gila.
„Love Will Never Come” ma to coś, co posiadały wszystkie płyty sygnowane logiem Mr Gil: bardzo intymny, kameralny klimat, oraz wyjątkowe ciepło i wrażliwość.
8,5/10
Marek Toma