MR GIL – 2010 – Skellig

Mr Gil - 2010 - Skellig

1. Skellig 8:46
2. Mnie tu już nie ma 5:10
3. Otwieram Drzwi 5:57
4. Rzeka 3:20
5. Odmieniec 9:20
6. Druga północ 5:36
7. Czas i ja 5:14


Rok Wydania: 2010
Wydawca: Oskar
http://www.myspace.com/mirekgil


Mirek Gil to ostatnio niezwykle czynny artysta, jeszcze niedawno cieszył nas nowym albumem swego Believe, a tymczasem do naszych rąk trafia druga płyta po 12-to letniej przerwie („Alone” – 1998) sygnowana jego nazwiskiem. Co się zmieniło od tamtego czasu? Przeszło dekada to duży szmat czasu, tak więc z jednej strony patrząc zmieniło się wiele, z drugiej zaś strony wcale nie aż tak wiele… Mr Gil jest takim „muzycznym alchemikiem”, porusza te same struny ludzkiej wrażliwości czyniąc to w sposób niezwykły i po prostu:

„Jak alchemik szuka setny raz
Jakiejś drogi żeby cofnąć czas…”

(’Druga północ”)

Z tego króciutkiego cytatu wynika jedna dosyć istotna różnica miedzy obiema płytami, a mianowicie: tym razem wszystkie teksty autorstwa Małgorzaty Kościelniak śpiewane są w języku polskim. Druga różnica: Mirek Gil „alone” tutaj nie śpiewa, wokal powierzył Karolowi Wróblewskiemu, którego walory głosowe mogliśmy poznać właśnie na wspomnianej płycie Believe – „This Bread Is Mine”. Kolejna różnica: nie ma klawiszy Krzysztofa Palczewskiego, a to chociażby z tej prostej przyczyny, że praktycznie w ogóle nie ma klawiszy. Wydawało by się więc że muzyka powinna być bardziej uboga? Okazuje się, że nie! Gitarowe tła i solówki w wykonaniu Mirka Gila są tak bogate, iż muzyka mimo braku klawiszowego ornamentu jest i tak niezwykle przestrzenna. Nie ma jednej „postcollagowej” postaci, pojawiła się inna, z pewnością niezmiernie istotna. Za perkusja zasiadł nie kto inny, tylko sam Wojtek Szadkowski, no i Przemek Zawadzki na basie, związany zarówno z Believe jak i ze wspominaną rodzimą, progresywną collageową legendą. Jak to się przekłada na muzykę? Oj przekłada się, przekłada… Wystarczy posłuchać chociażby pierwszej, tytułowej kompozycji, czyż nie unosi się nad nią Collageowa aura?
Obecna zima wyjątkowo się dłuży i doskwiera chyba nam wszystkim, jednak wystarczy włączyć płytę, zamknąć oczy aby poczuć muzyczny powiew wiosny… Skellig to nazwa Irlandzkich skalistych wysepek, a przecież Irlandia zazwyczaj kojarzy się z zielenią a zieleń oczywiście z wiosną. No i ten klimat: płyta jest niezwykle ulotna, delikatna, subtelna ale nie nostalgiczna. Każdy z utworów wyzwala w człowieku jakąś pozytywną energię… Oprócz energii pojawiają się oczywiście również i skojarzenia muzyczne, zresztą niezwykle przyjemne skojarzenia. Drugi z utworów: „Mnie tu już nie ma’ kojarzy mi się nieco z crimsonowskim „Moonchild”, natomiast najbardziej „rozbrykana” kompozycja – „Rzeka”, ma pewne gabrielowskie symptomy. Czy jest to wadą? Wprost przeciwnie to zaleta! Podobieństwa nie są w żadnym wypadku nachalne i jednoznaczne…
Chociaż płyta w całości jest wyjątkowo urokliwa, znalazłem na niej momenty które w sposób szczególny cieszą moje uszy: wspomniany „Mnie tu już nie ma” oraz „Druga północ” – po prostu rarytas…

9/10

Marek Toma

Dodaj komentarz