MOUNTAINEER – 2017 – Sirens & Slumber

01. Foam
02. Coma Fever
03. Measured Breaths
04. Womb
05. Pull the Blinds
06. Siren Song
07. Fog and Distant Light
08. Adrift
09. Goodnight

Rok wydania: 2017
Wydawca: Lifeforce Records
https://www.facebook.com/mountaineerbayarea


Termin „Bay Area” prawdopodobnie większość sympatyków gitarowych dźwięków skojarzy z thrash metalem. W latach 80, właśnie ten obszar Ameryki Północnej stał się kolebką dla zespołów tworzących znamienne dźwięki. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ dzisiejszy bohater, grupa MOUNTAINEER – zgodnie z informacjami na ich stronie – pochodzi z okolic zatoki San Francisco, a dokładniej z Oakland. Jednak pomimo geograficznej przynależności zespół propaguje zupełnie odmienne oblicze metalowego rzemiosła.

Grupa powstała raptem dwa lata temu, ale niech nikogo nie zwiedzie myśl, że mamy tu do czynienia z dyletantami. Nic z tych rzeczy… ekipę MOUNTAINEER tworzą ludzie doświadczeni, o czym świadczyć może ich aktywność w innych projektach (SECRETS OF THE SKY, LAMENT CITYSCAPE). Nabyte umiejętności nie pozostają bez znaczenia w przypadku „Sirens & Slumber”, który pod względem wykonawczym nie budzi żadnych zastrzeżeń. W zasadzie ciężko uwierzyć, że mamy do czynienia z debiutem?! Jeżeli chodzi o stylistyczne odniesienia, sprawa nie jest całkiem oczywista. Panowie obracają się przede wszystkim w nowoczesnych klimatach spod znaku szeroko pojętej alternatywy, shoegaze, post-rocka, doom, a nawet sludge metalu. Oprócz pojawiających się monumentalnych dociążeń (ma to miejsce np. na wstępie „Coma Fever”) w stylu wczesnego BLACK SABBATH; tworzona przez nich muzyka niesie w sobie ogromny ładunek emocjonalny, a same pomysły są atmosferycznie nabrzmiałe. Z tego tytułu pojawiają się pewne skojarzenia wobec specyfiki pamiętnego „Wildhoney” grupy TIAMAT – chodzi przede wszystkim o znamienny artyzm, oderwanie od rzeczywistości. Amerykanie również pławią się w rozmarzonej nastrojowości, co w ich przypadku można przyrównać do dryfowania w sferze marzeń, błogiego snu. Muzyka mimo melancholijnego rozmycia posiada – nie potrafię tego dokładnie określić – swego rodzaju optymistyczne ubarwienie, subtelną zwiewność. Sprzyja temu specyficzna praca gitar tworzących przestrzenne tła oraz zdystansowany, wycofany wokal, który pod osłoną gęsto sączących się, niczym miód, dźwięków, łechta zmysły. Wokalnie Miguela Meza może wzbudzać pewne skojarzenia z nieżyjącym już frontmanem LINKIN PARK, tyle że w jego przypadku daje się poczuć większą wstrzemięźliwość, spokój ducha. Ma to swoje odzwierciedlenie w zwięzłych frazach oraz nierozbudowanych tekstach o metaforycznym nacechowaniu.

Z „rozmarzonymi dźwiękami” idealnie współgra atmosferyczna okładka, gdzie roślinny motyw kolorystycznie przywołuje na myśl grafikę debiutu nieistniejącego już SUNDOWN ze Szwecji. Równie pozytywne wrażenie robi wnętrze bookletu ze skromnym aczkolwiek gustownym rozlokowaniem tekstów, których tło również stanowią zdjęcia z motywami przyrody. Ogólny efekt robi jak najbardziej pozytywne wrażenie, a prostota i wysublimowanie „Sirens & Slumber” skutecznie zachęcają do wspólnej przygody. Wydawnictwo ma w sobie to coś, coś co przyciąga, magnetyzuje i w pewnym sensie relaksuje. W miarę coraz lepszego poznania, materiał zaczyna pochłaniać i przyjemnie uzależnić przenosząc słuchacza gdzieś z dala od wszystkiego co nas otacza…

Jestem przekonany, że zwolennicy nowoczesnych trendów w atmosferycznym metalu, gdzie przynależność gatunkowa nie jest oczywista, zainteresują się „Sirens & Slumber”. To co stworzyła grupa MOUNTAINEER potrafi zaciekawić, w pewnym sensie zaskoczyć. Słychać, że Amerykanie mają pomysł na siebie, a ich muzyka ma sens. Warto obadać, o ile ktoś lubi eksperymenty, nowe doznania.

8,5/10

Marcin Magiera


Dodaj komentarz