1 False Prayer
2 Why Me?
3 Ice Bound
4 Nothing Makes Any Sense
5 There’s Nothing Left
6 Wind – Storm Song
7 The First One Will Be The Last One
8 Two Real Stories
Rok wydania: 2016 (wznowienie)
Wydawca: Witching Hour Productions
https://www.facebook.com/mordorpoland
Cieszy fakt, że perełki raczkującego metalu lat 90-tych mają szansę
pojawić się ponownie na naszych półkach za sprawą wznowień. Witching
Hour Productions wydało właśnie dwa pierwsze albumy MORDOR (a właściwie
demówkę „Nothing…” i album „Prayer to”). Drugi z nich chyba wspominał
będę z większym sentymentem, bo posiadałem w przepastnych zbiorach
kasetę wydaną przez Baron.
Reedycja cieszy nie tylko bardziej czystą jakością muzyki, ale też może
zadowolić kolekcjonerów. Otrzymujemy bowiem wprawdzie album spakowany w
standardowy jewel case, ale za to booklet wydrukowano na sztywnym
matowym papierze, a wnętrze zadrukowano złotą czcionką. Wygląda to
wybornie i potęguje odczucia obcowania z wydawnictwem wyjątkowym.
Zawartość krążka nie podlega ocenie. Materiał jak wspomniałem nieco
podrasowano, bowiem w 2016 poddano go ponownemu masteringowi. Wprawdzie
kasety nie słuchałem już chyba z półtorej dekady, jednak wydaje mi się,
że poprawione brzmienie nie jest tak tubalne i zbasowane. Prawdą jest że
w dalszym ciągu odbiega to od wzorców zagranicznych i tego co w latach
90-tych Waldemar Sorychta potrafił wykręcić z konsolety. Ale weźmy
poprawkę, że to nie jest ponowne nagranie, więc i tak należy mieć
świadomość, że z brzmienia wyciągnięto co się dało.
Jeśli natomiast nie słuchaliście tego wydawnictwa wcześniej, a nazwę
kojarzycie jedynie z Tolkienem, spieszę donieść że grupa MORDOR,
ewoluowała od death/doom metalu po klimatyczny materiał „The Earth”
który wiele miał wspólnego z brzmieniem heavy i prog. Z płyty na płytę
rezygnowano też z growli. I tak na „Prayer to…” przeplatają się one z
czystymi wokalizami. Co tak po prawdzie uwidaczniało techniczne braki w
warunkach głosowych Pawła Zielińskiego. Materiał ten jednak osadzić
należy w kategorii doom, a elementem stawiającym kropkę nad „i” w tej
materii są partie skrzypiec. Kilka razy klawiszowe brzmienie wydaje się
niezbyt trafnie dobrane, ale też możemy na takie mankamenty przymknąć
oko, jeśli uświadomimy sobie, ze był to nomen omen młody zespół.
Być może dodatkowym bodźcem do zapoznania się z tym materiałem będzie
fakt, że nieco chórków (krzyków), słowem swojego głosu, użyczyła Anja
Orthodox.
Cieszą takie wznowienia, bo do dziś nie pamiętam co stało się moją
kasetą. Jeszcze bardziej cieszą momenty kiedy na CD ukazuje się
materiał, który nigdy w tej formie nie miał szansy czy okazji się
pojawić. Albo jak w tym przypadku, miał nikły nakład. Materiał wywołuje u
mnie melancholię. Szczególnie w jesienne wieczory lubię wrócić do
tamtych lat, do takiej muzyki.
Hmm – miałbym kilka sugestii dla Witching Hour Productions co do kolejnych możliwych wznowień płyt z tamtego okresu. A wy?
Piotr Spyra