MOON SAFARI – 2013 – Himlabacken Vol 1

1. Kids (2:07)
2. Too Young to Say Goodbye (6:28)
3. Mega Moon (8:21)
4. Barfly (4:47)
5. Red White Blues (5:08)
6. My Little Man (2:55)
7. Diamonds (6:42)
8. Sugar Band (9:33)

Rok wydania: 2013
Wydawca: –
http://www.moonsafari.se/
http://moonsafari.bandcamp.com/album/himlabacken-vol-1


Poznałem grupę Moon Safari dzięki ich drugiej, podwójnej płycie „Blomljud”, która to do dziś jest dla mnie takim podwójnym muzycznym upojnym źródłem, z którego słuchając, ciągle czerpię wiele przyjemności. Chociaż kolejna ich płyta „Lover’s End”, również nie zawiodła moich oczekiwań. Cieszy mnie, że tak jest również z ich najnowszym dziełem.

Na „Himlabacken Vol 1”, Moon Safari kontynuuje swój muzyczny styl, próbując doprowadzić go do perfekcji. Styl którego szkielet stanowią klasyczne, oczywiste progresywne wzorce (Genesis, Yes,) czy bardziej współczesne (The Flower Kings, Spock’s Beard), mimo tego muzyka zespołu jest tak charakterystyczna, że trudno pomylić ją z innym progresywnym bandem. Chyba największą rolę, w tym charakterystycznym stylu pełnią misternie budowane wokalizy, którymi rączą nas praktycznie wszyscy członkowie zespołu. To one, w głównej mierze tworzą ten specyficzny, niezwykle witalny, bardzo ciepły muzyczny klimat. Wystarczy posłuchać pierwszego, zaśpiewanego acapella utworu „Kids”. Oczywiście do wokalu dochodzi warstwa instrumentalna, nie sposób przejść obojętnie, kiedy słyszy się łechczące uszy solówki chociażby, w kolejnym na płycie „Too Young to Say Goodbye”. Ale to co najlepsze dopiero przed nami, następnie bowiem pora na rewelacyjny „Mega Moon”, w drugiej fazie zabrzmi nieco bardziej monumentalnie (jak na „Bohemian Rhapsody” Queenów). Perełką tej płyty jest również 3 minutowa miniaturka „My Little Man”, dająca upust ojcowskiej miłości do syna. Zresztą płyta jako całość urzeka swoją piękną aurą, trudno się od niej oderwać, nie mówiąc, że aż chciałoby się pośpiewać wraz z Simonem Åkessonem, Petterem Sandströmem, Pontus Åkessonem, Johanem Westerlundem, Tobiasem Lundgrenem i Sebastianem Åkessonem, co przypuszczam nieraz popełnię, czyniąc prozaiczną czynność golenia twarzy bardziej przyjemną ;).

Coś mi się zdaje, że „Himlabacken Vol 1”, będzie pozycją , która bardzo często będzie gościem w moim odtwarzaczu, przynajmniej do momentu, dopóki na płytowych półkach nie pojawi się (mam nadzieję, że równie dobra) „Himlabacken Vol 2”.

9/10

Marek Toma

Dodaj komentarz