MILLENIUM – 2011 – Puzzles

MILLENIUM - Puzzles

CD 1
1.Eden ? 2.05
2.The Tree of Knowledge 7.26
3.The first man on the earth 6.28
4.Apple & Snake 6.37
5.The sin 6.24
6.Broken rule 6.43
7.Everything about her 9.20

CD 2
1.Farewell 7.28
2.The prose of life 6.25
3.Ice dreams 5.23
4.Time is the great healer 6.44
5.Puzzled 6.10
6.We try again 9.03
7.Our little Eden 4.25

Rok wydania: 2011
Wydawca: Lynx Music
http://www.millenium.art.pl


W produkcję albumu „Puzzles” włożono tak wiele pracy, że wypada zacząć od jego formy. Przede wszystkim jest to wydawnictwo dwupłytowe. Jak twierdzi zespół to ukłon w stronę słuchaczy, którzy wierni są albumom w formie fizycznej (nie elektronicznej). Całość spakowana w porządny digipack, dodatkowo zawiera standardową tylną wkładkę (zapewne dla tych, którzy nie przepadają za digipackami, jednak ja po raz kolejny mam na półce coś co szkoda wyrzucić, a będzie się pałętać między płytami przez kolejne lata). Jak to już w historii zespołu bywało teksty są w booklecie przetłumaczone na język polski, a każdy utwór ozdobiony jest osobną grafiką. Podsumowując, to jeden z fajniej wydanych albumów ostatnich lat, no może nie licząc lakierowanych albumów Nuclear Blast wydawanych w zasadzie w postaci książek… Ale kto wie, może kolejne wydawnictwo Millenium będzie jeszcze bardziej okazałe?

Przejdźmy zatem do zamysłu. Projekt prowadzony twardą ręką przez Ryszarda Kramarskiego i tym razem autora tekstów i konceptu, wydaje się mieć uzasadnione dość wysokie nadzieje związane z nowym wydawnictwem.

Po pierwsze nie sposób pominąć inspiracji, „The Wall” która daje o sobie znać już w przypadku zamysłu okładki. Co nieco zaskakujące, zespół ucina wszelkie spekulacje, we wkładce przyznając się do tego iż wydawnictwo jest hołdem choćby dla „białej” płyty Beatlesów, czy „The Wall” Pink Floyd właśnie.

Szokująca nie jest ani pompa, ani koncept, według którego jest poprowadzona fabuła. To nie pierwszyzna dla fanów Millenium. Faktem jest natomiast, że nawet jeśli wziąć pod uwagę poprzednie produkcje / koncepty zespołu ten jest najbardziej epicki. Pełna metafor historia miłości, jest bardzo uniwersalna i mimo, że osadzona w obecnych realiach, zawiera jawne nawiązania do postaci, wydarzeń symbolicznych.

Na koniec niejako pozostawiłem meritum, mianowicie zawartość muzyczną wydawnictwa. 14 utworów składa się na dwa krążki, trwające w okolicach 45 minut każdy. Każdy z nich zawiera podtytuł, który podpowiada zawartość tekstową i na każdym z nich znajdują się dość fajne instrumentale. Myli się ten, kto po nowej produkcji Millenium spodziewa się zmiany stylistycznej. Krakowska ekipa serwuje nam doskonale wyprodukowany album, który stylistycznie nie odstaje od tego do czego zespół przyzwyczaił nas przez lata.
Znajdziemy tu kapitalne melodie, całe mnóstwo instrumentalnych partii solowych, a całość mimo, że wydaje się podporządkowana konceptowi snuje się bardzo sprawnie, jak wciągająca opowieść. Być może otoczka i zapowiedzi wydawnictwa wpłynęły na odbiór, ale dość paradoksalnie niektóre partie, które mógłbym jeszcze niedawno traktować jako dłużyzny nieco zbyt kładące nacisk na dany instrument, kompletnie tym razem nie rażą.
Do tego pochwalić trzeba produkcję, która z jednej strony prezentuje nam znane od lat oblicze zespołu, z drugiej z kolei nie odbiera nic z indywidualnych cech instrumentów, które ponownie brzmią klarownie i soczyście. Rozpływać mógłbym się długo nad partiami solowymi gitar (pełna paleta brzmień od akustyków przez klimaty southernowe – powiedziałbym – po niemal metalowe akcenty). Chyba nie muszę wspominać, że podobne wrażenia artystycznego nasycenia spotkają nas w przypadku brzmień wykrzesanych z instrumentów klawiszowych. Nie jest też novum świetnie wyeksponowany bas.

Skupiłem się powyżej na elementach układanki… Na puzzlach ( 😉 ). Wypada zatem poświęcić akapit na wrażenia, jakie sprawia muzyka zawarta na najnowszym wydawnictwie Millenium.

Zauważyłem chyba po raz pierwszy w repertuarze zespołu utwór, który kojarzyć może się wprost z britpopem, lub alternatywą nim inspirowaną („The prose of life”). W gitarach wyłapuję ślady inspiracji Queen z bardziej pompatycznych płyt. Poza tym ustrzeżono się elementów wprost kontrowersyjnych (piję tu do „Rat race” czy „Video”). Śladowe akcenty elektroniczne dodają pikanterii, ale pojawiło się też nieco ascetycznych brzmień, które sprawiają, że dany utwór brzmi bardziej rockowo. Z kolei mimo, że wiele tu spokojnych motywów napięcie przez nie nie „siada”. Taki „Time is the great healer” jest jednym z jasnych punktów płyt i słucha się go z prawdziwą przyjemnością.

Zanim płyty do mnie dotarły zastanawiałem się wręcz czy będzie to najlepszy album formacji… i chyba jest. Z tym, że nie do końca zaskakuje. Po pierwsze dlatego, że zespół swoimi poprzednimi wydawnictwami osiągnął pewien dość wysoki już poziom, po wtóre, każdy kto choćby po części uwierzył w zapowiedzi wydawnicze, miał wygórowane oczekiwania… i „Puzzles” je spełnia. Trudno polemizować z faktem, że grupa Millenium i tym razem stworzyła coś wyjątkowego. A już na pewno coś unikalnego na naszym progresywnym podwórku i to zarówno jeśli chodzi o formę jak i treść. Czego zatem brakuje mi tu do oceny maksymalnej? Pewnego dystansu chyba. Wydaje mi się, że zespół osiągnął pewien poziom powyżej którego własnym sumptem nie jest w stanie się wzbić. Uwaga ta jest poparta pewnymi przemyśleniami… i uważam, że produkcją tej płyty powinna zająć się osoba postronna. Nie chciałbym brzmienia tego albumu ukazywać w formie zarzutu… Więc może inaczej. Wydaje mi się, że na komplet punktów zasłuży album, który spełniając wszystkie dotychczasowe zalety zespołu, przedstawi je w innym świetle. Nie od rzeczy byłaby nawet tak brutalna ingerencja producencka jak w przypadku „Falling into infinity” Dream Theater. Hmm, a może oddać kolejny materiał zespołu w ręce kogoś z branży… sugeruję Karla Grooma?

9/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz