1 At the gates
2 Beauty
3 And death will be no more
4 Cold oblivion
5 Abyss for those who destroy the Earth
6 Dark cobalt sky
7 Blindness
8 The Tree of Life
9 Call of the wild
10 Save the Unknown
Rok wydania: 2009
Wydawca: Lynx Music
Kończąc recenzję poprzedniego albumu projektu Metus – Deliverance,
napisałem, że muzyka zawarta na tym krążku zdobyła nowego fana.
Skłamałbym gdybym napisał, że nowego albumu wyczekiwałem z wypiekami na
twarzy, ale zapowiedzi wydawnictwa tego jakże tajemniczego „tworu”
niezwykle mnie zaintrygowały.
Od kilku dni Beauty kręci się w moim odtwarzaczu CD i….jestem po
prostu rozłożony na łopatki!! Tego się nie spodziewałem! Metus zachował
wszystko, co najlepsze w swej dotychczasowej twórczości, ale budowaniu
klimatu krążka nie służą już ascetyczne dźwięki, ale wspaniale
zaaranżowane małe dzieła sztuki! Tak, tak, zaryzykuję to stwierdzenie.
Przyznam szczerze, że dawno żaden album nie wywarł na mnie tak
kolosalnego wrażenia, tu wszystko jest dopieszczone do najmniejszego
szczegółu, nie ma przypadku a klimat, który tworzy dźwiękami i
apokaliptycznymi tekstami Marek Juza jest niewiarygodny. Poprzednie
albumy wypełniały piękne dźwięki, ale wszystko było (moim zdaniem) nieco
zbyt monotonne. Na Beauty nie znajduję ani sekundy, która by mnie
nużyła. Słyszymy tu jakże charakterystyczne pełne emocji wokale (Beauty,
The Tree of Life), pojawiają się brutalne growle (co jest novum w
Metus), które nadają utworom mocy i przyznam szczerze, ze przy tych
kompozycjach (And death will be no more czy Abyss for those who destroy
the Earth) ciarki ganiają mi po plecach w te i z powrotem! Może to dość
daleko idące porównanie, ale dla mnie Metus tworzy obecnie muzykę,
której brakuje mi w Tiamat (na albumach po Widhoney). Wiele tu
genialnych partii gitar akustycznych (At the gates, Dark cobalt sky)
czy dźwięków pianina oraz wiolonczeli (Save the Unknown). Jestem niemal
pewien, że gdyby ten album ukazał się w połowie lat 90-ych, a Metus
miał możliwość wydania krążka na zachodzie, dziś byłby postacią kultową
(choć w sumie jest, choć nie na taką skalę)
Beauty jest kwintesencją piękna i brutalności. Ta płyta jest potężna
niczym średniowieczny zamek, monumentalna i przytłaczająca swym ogromem.
Jestem absolutnie zachwycony i teraz już wiem, że przed premierą
kolejnego wydawnictwa, wypieki będą nieodwołalnie! …kończę bo muszę
wcisnąć repeat…
9/10
Piotr Michalski