Płyta miesiąca – Listopad 2016
CD1 1. Hardwired 2. Atlas, Rise! 3. Now That We’re Dead 4. Moth Into Flame 5. Dream No More 6. Halo On Fire | CD2 1. Confusion 2. ManUNkind 3. Here Comes Revenge 4. Am I Savage? 5. Murder One 6. Spit Out The Bone |
Data wydania: 18.11.2016
Wydawca: Blackend
http://www.metallica.com
Metallica znów w formie! Po katastrofalnym „St anger” i dobrym choć
średnio brzmiącym „Death Magnetic” Metallica…. mnie osobiście
zaskoczyła. Nowy album to płyta zdecydowanie spokojniejsza od
poprzedniczki. Więcej tu melodii i nawiązań do okresu „czarnej płyty” i
„Load”…. nie zabrakło jednak i galopad, które mogłyby znaleźć się np.
na „Master of Puppets”. To zdecydowanie najlepsza płyta zespołu od ponad
20-u lat. Są melodie, jest (wreszcie) dobre brzmienie (choć perkusja
mogłaby zostać zrealizowana ciut inaczej) jest duch starej, dobrej
Metalliki!
Piotr Michalski
Kiedy pojawiają się nowe płyty zespołów typu Deep Purple, Iron Maiden
czy Metalliki z reguły wiem, że nie będzie czego słuchać. Maiden
proponuje ostatnimi czasy dochodzący do 20 minut przerost formy nad
treścią, Purple zaś beznadziejnie brzmiące płyty, natomiast Metallica
blaszany bębenek spod znaku „St. Anger”. Tymczasem nowa Metallica mnie
mile zaskoczyła. Zaczynając od wgniatającego początku „Hardwired” przez
niemal Maidenowskie „Atlas Rise!” po brzmienia kojarzące się raczej z
Black Sabbath. Zespół przestał kombinować z brzmieniem, a nagrał płytę
ciężką, momentami potężną, a melodyjną. Dawno nie słyszałem w tym
zespole tyle świeżości i radości grania pomimo przykrego dla Kirka
Hammeta przypadku w Kopenhadze. Co do brzmienia albumu: jest ono bardzo
czyste, na szczęście nie ma tu mowy tzw „klimatu studia”- czyli dziwnego
tłumiącego brzmienia studyjnego pomieszczenia. Hetfield wokalnie też
rewelacyjnie brzmi. Płyta roku? Hmmm, na pewno jeden z kandydatów.
Mariusz Fabin
Nowa Metallica.. mhmm.. Patrząc przez pryzmat samego zespołu, a w
szczególności ich ostatniej twórczości, „Hardwired… to Self-Destruct”
to bez wątpienia najlepszy album od czasów kultowego już „czarnego
albumu”. Jednak w perspektywie globalnej, biorąc pod uwagę ostatnie
albumy Annihilator, Megadeth, Testament, Slayer itd. Metallica wypada
mocno przeciętnie. Mimo wszystko album całkiem, całkiem, choć bez
przesadnej euforii. Za to promocja (teledyskowa eksplozja) godna
uznania, no ale jak ma się taki budżet jak Hetfield i spółka, wówczas
można sobie pozwolić na duuużo więcej..
Marcin Magiera
Panowie z Metalliki przez ostatnie lata robili wszystko, żeby odciągnąć
uwagę fanów od najważniejszego, czyli następcy „Death Magnetic”. W końcu
jednak ukazał się dziesiąty studyjny krążek. To był zdecydowanie
najbardziej oczekiwany album tego roku. Przecież o żadnym nie było tak
głośno w mediach, jak o „Hardwired… To Self-Destruct”. Zadania łatwego
nie mieli, trudno sprostać wszystkim oczekiwaniom, ale udało im się
nagrać naprawdę przyzwoitą rzecz. Mniej pokomplikowaną niż poprzednik,
więcej tu prostych numerów, choć jedno się nie zmieniło: muzycy stawiają
na progresywność, na długie, rozbudowane numery (z wyjątkiem szybkiego
otwieracza). Poprawiło się ponadto brzmienie. Nie mamy do czynienia z
suchą produkcją, w zamian jest czysto i selektywnie, co może tylko
cieszyć. Podobnie jak dobre numery, kilka z nich ma koncertowy i
przebojowy potencjał („Hardwired”, „Moth Into Flame” czy „Halo on
Fire”). Zdarzają się – niestety – rzeczy zbędne (dwóch numerów spokojnie
można byłoby się pozbyć), a okładka woła o pomstę do nieba, jednakże w
ogólnym rozrachunku Metallica nie zawiodła i wiele osób po przesłuchaniu
będzie zadowolonych z końcowego efektu.
Szymon Bijak
Nowy album METALLIKI sprostał moim oczekiwaniom. Poprzednia płyta
ewidentnie celowała w fanów wczesnego oblicza grupy, tym razem jako
tagret obrano fanow przełomu „czarnej” płyty i „Load”. „Hardwired…”
zawiera wszystko za czym tęskniliście (jeśli jesteście w grupie
docelowej). Jest trochę galopad, sporo niskiego młócenia. Jest szczypta
thrashu, sporo heavymetalu i jeszcze więcej heavy-rocka. Album porządnie
brzmi – i pozostawia oprócz wartości czysto muzycznych, kilka kwestii,
które będą wywoływać dyskusję jeszcze latami. Kwaestia formy wydawnictwa
(dwa lub trzy CD – a jak dwa to czemu nie jeden), teledyski do każdego
numeru, modyfikacja logo.
Wszystko zostało chyba gdzieś głęboko przemyślane i zaplanowane. Ale
skoro muzyka jest bardzo dobra, to cieszy również staranność wydania,
której nie odbierzemy jako próby zamydlenia oczu.
Piotr Spyra