1. Hate Train
2. Just A Bullet Away
3. Hell And Back
4. Rebel of Babylon
Rok wydania: 2012
Wydawca: Warner Music
http://www.metallica.com
„Odpuść nam nasze winy, uLULany fanie” – zdają się mówić muzycy
Metalliki EP-ką „Beyond Magnetic”. Po koszmarze minionego albumu
dostajemy w ramach zadośćuczynienia czteroutworowy zestaw (ale aż pół
godziny muzy) złożony z kawałków, które nie zmieściły się na „Death
Magnetic”. Dlaczego ten materiał ukazuje się właśnie teraz i po co w
ogóle panowie zdecydowali się na powrót do rzeczy skomponowanych cztery
lata temu? Czyżby fatalna sprzedaż „arcydzieła awangardy” popełnionego
„wespół w zespół” z Lou Reedem (jeżeli coś spieprzyć, to nie
indywidualnie – chciałoby się sparafrazować tekst słynnego klasyka
Wasowskiego i Przybory) sprawiła, że Hetfield i Ulrich postanowili
uspokoić nastroje fanów kapeli i poprawić mocno nadszarpniętą reputację?
No to – niczym wytrawni pokerzyści – zasiądźmy przy stole i powiedzmy:
sprawdzam! „Hate Train” od początku narzuca ostre tempo. Coś na kształt
„Blackened” z „Fuel”. Fajna, klimatyczna wstawka po ponad dwóch
minutach… A potem znów powrót do mocnego, szybkiego grania. Jest
dobrze, nawet bardzo… Nie odnosi się wrażenia, że słuchamy jakiegoś
odrzutu. Szkoda, że „Hate Train” nie trafił na „Death Magnetic” zamiast
kolejnego sequelu „Unforigiven”.
„Just A Bullet Away” – intrygujący początek. Czy tylko mnie kojarzy się
to z kultowym „For Whom The Bell Tolls” z „dwójki”? W środku utwór
nagle zmienia klimat – tutaj akurat balladowa wstawka – chociaż całkiem
sympatyczna – sprawia wrażenie nieprzemyślanej, doczepionej na siłę –
ot, żeby coś się działo… Lepiej byłoby ograniczyć się do 4 minut
konkretnego „mięcha”.
„Hell and Back” – świetny wstęp, potem intrygujący riff i dostajemy
jeszcze fajny motyw gitary. Chyba najbardziej melodyjny fragment EP-ki.
Powrót do klimatów znanych z „Load” i „Re-load”. Akurat bardzo lubię
obydwa krążki, więc jestem na tak!
Finałowy „Rebel of Babylon” – najdłuższy, bo ponad ośmiominutowy. Znów
ciekawe intro, a i potem też trafiamy na parę niezłych rzeczy. Z tym, że
panowie chyba trochę przesadzili tu z nadmiarem elementów i zmian
nastroju. Tak jakby chcieli wszystko na raz wrzucić do jednego garnka. W
efekcie wyszło coś na kształt wiązanki różnych kawałków… A to
przecież nie „Mercyful Fate” z „Garage Inc”;)
Jakieś podsumowanie? Dwa bardzo dobre utwory, dwa solidne. Naprawdę
nieźle jak na taki „produkt uboczny”. Zresztą cokolwiek by teraz wydali i
tak byłoby lepsze od „Lulu”…
7/10
Robert Dłucik