1. I Am Colossus 06:57
2. The Demon’s Name Is Surveillance 04:39
3. Do Not Look Down 04:44
4. Behind the Sun 06:14
5. The Hurt That Finds You First 05:33
6. Marrow 05:35
7. Break Those Bones Whose Sinews Gave It Motion 06:53
8. Swarm 05:26
9. Demiurge 06:12
10. The Last Vigil 04:32
Rok wydania: 2012
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.meshuggah.net/
Podopieczni Nuclear Blast, szwedzki Meshuggah powracają z kolejną porcją
zakręconych dźwięków. Na następcę „ObZen” z 2008 trzeba było trochę
poczekać – fanom taka katorga z pewnością wyostrzyła apetyt.
„Koloss” uzbrojono w mroczno – monumentalną okładkę, która idealnie
odwzorowuje zawartość muzyczną. Jest mrocznie i w pewnym sensie
podniośle. Od pierwszych taktów od razu słychać różnicę w brzmieniu, a
to tym razem jest bardziej mięsiste, głębsze i przejrzyste. Otwierający
„I Am Colossus” wytacza się na słuchacza niczym prawdziwy kolos. Wolne,
monumentalne tempo i niezwykle mroczna atmosfera, którą dodatkową
zaostrza wrzaskliwy wokal. Miażdżące dźwięki mają siłę rażenia niczym
wyrafinowana broń, która powoli sieje zniszczenie, ale za to, z jakim
skutkiem. Po doom’owym akcencie obroty zostają znacznie podkręcone –
„The Demon’s Name Is Surveillance” atakuje gęstymi gitarami i szybką
podwójną stopą. Praktycznie ani na moment nie ma chwili na wytchnienie –
jak długa seria z karabinu maszynowego. Do tego dochodzą „chore”
zdobniki wywołujące schizofreniczny klimat. Następny „Do Not Look Down”
to znów inna bajka. Rwane riffy, połamany rytm oraz wręcz tool’owa
atmosfera. Od tego ciężaru można dostać zawrotów głowy, ale „Behind The
Sun” pozwala nieco odsapnąć. Chociaż nie jest to leciutki kawałek do
relaksacji. Całość przytłacza przygnębieniem. Po małym zwolnieniu znów
ogień – „The Hurt That Finds You First” to szybka petarda nawiązująca do
szwedzkiej szkoły death metalu. Kolejne „Marrow” o Primus’owym
zabarwieniu oraz monumentalny „Break Those Bones Whose Sinews Gave It
Motion” to następna porcja Meshuggah’owej różnorodności. Ten drugi
zahacza (z początku) o rejony w stylu My Dying Bride. Przytłaczająca
swym ciężarem atmosfera nie ustępuje prawie do końca. Prawie, bo całość
zamyka wyciszony „The Last Vigil”. Instrumentalny akcent (floyd’owy)
pozbawiony jakichkolwiek symptomów agresji, łagodnie żegna słuchacza,
który przez te kilkadziesiąt minut był wystawiony na nie lada wyzwanie.
„Koloss” to niełatwy orzech do zgryzienia i rzecz do głębszej
kontemplacji…
Sympatycy pogmatwanych pejzaży muzycznych mogą ostrzyć pazury – „Koloss”
to świetna propozycja dla wymagającego słuchacza, który po muzyce
oczekuje czegoś więcej. To z pewnością nie dźwięki na jeden raz.
Meshuggah szerokim łukiem omija prostotę i przebojowe akcenty. W zamian
za to oferuje słuchaczowi szorstki materiał na granicy chaosu.
8/10
Marcin Magiera