MERCURY TIDE – 2012 – Killing Saw

Mercury Tide - 2012 - Killing Saw

1. In the Shame of Trust (Intro) 01:10
2. Killing Saw 03:45
3. Home 03:38
4. Searching 05:00
5. World of Pain 04:35
6. Lord of Memories 03:06
7. Out of the Darkness 03:58
8. Alone in My Room 04:58
9. Satan Sister 04:22
10. You Cannot Save Me 05:16
11. No More Pain 03:42
12. Have No Fear 03:44

Rok wydania: 2012
Wydawca: Limited Access Records
http://www.mercurytide.de/


Po kilkuletniej absencji, na scenę powrócił niemiecki wokalista Dirk Thurisch. Niestety nie jest to „comeback” pod szyldem Angel Dust, na którego nowy album czekamy już 10 lat. Tym razem Dirk przypomina o sobie swoim drugim projektem – Mercury Tide. Pod tą nazwą (w 2003 roku) ukazał się debiutancki album „Why?”. Wówczas w zespole udzielał się również basista Tiamat, Anders Iwers oraz perkusista Stefan Gamballa (Powefwolf, Flowing Tears). Od tego czasu zaszło sporo zmian i ze starego składu został sam Dirk, którego tym razem wspiera inny członek Angel Dust – basista, Christian Pohlmann.

„Killing Saw” to kontynuacja drogi, jaką zespół podążał przy okazji poprzednika. To nic innego jak atmosferyczny, melodyjny heavy metal w chwytliwym wydaniu. Chwytliwość generują przebojowe melodie oraz ogólnie piosenkowe podejście do sprawy. Panuje lekki, przyjemny klimat, a kompozycje nie są w żaden sposób skomplikowane. Jak to się czasem mówi, granie łatwe i przyjemne.

Całość inicjują nastrojowe, fortepianowe brzmienia mogące wywoływać pewne skojarzenia wobec słynnego przeboju Celine Dion „My Heart Will Go On”. Te po chwili przybierają postać skocznej melodyjki, która staje się motywem przewodnim numeru tytułowego – refren mocno przypomina inny hicior sprzed lat – „Rasputin” Bony’ego M. Ogólnie rzecz ujmując, dominuje mocno przebojowa atmosfera o wyraźnie melodyjnym usposobieniu. Pojawiają się (sporadycznie) bardziej drapieżne akcenty (ostrzejsze gitary, podwójna stopa), szczególnie przy końcu utworu. Jednak nie ma co oczekiwać po albumie zbyt dużego poziomu agresji – w tym przypadku jest ona skromnym dodatkiem. Od czasu do czasu przewiną się cięższe momenty, co słychać choćby przy okazji „Home”, którego klimat lekko nawiązuje do stylistyki Angel Dust. Całkiem udany utwór, który fajnie buja. Podobnie prezentuje się kolejny, nieco szybszy „Searching” z zadziornym motywem przewodnim. Pojawia się sporo akcentów balladowych, czego przykładem mogą być „World Of Pain”, lekko akustyczny „Lord Of Memories” czy radiowy „Have No Fear”. Ten ostatni posiada chwytliwy, wręcz ogniskowy refren i nie nosi znamion metalowego grania. Dobre wrażenie robi atmosferyczny „You Cannot Save Me” posiadający poważną atmosferę, czy też gotycko – rockowy „Satan Sister” utrzymany w klimacie dokonań Lucyfire. Refren mocno wrzyna się w pamięć i przez dłuższy czas nie chce się odczepić. Podobnych rozwiązań nowe wydawnictwo Dirk’a i spółki, ma najwięcej i byłoby dużo lepiej, gdyby obok tego znalazło się mimo wszystko więcej „mięsa”…

„Killing Saw” nie zdołał przebić poprzednika, mimo, że obie płyty są utrzymane w zbliżonej stylistyce. „Why?” był zdecydowanie bardziej klimatyczny i miał w sobie – mimo prostoty – coś magnetyzującego. Tym razem zabrakło tego czaru i czasem jest zbyt infantylnie. Album nie jest zły, ale do pełnego sukcesu brakuje mu sporo. Mam nadzieje, że Powrót Dirk’a na scenę – mimo wszystko – w najbliższym czasie zaowocuje nowym materiałem Angel Dust – tego życzę sobie i wszystkim fanom zespołu. A na otarcie łez pozostaje słodko – lukrowany „Killng Saw”.

6/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz