MEMORIAS DE UN DESPERTAR – 2023 – Reclama Tu Libertad

1. Soy Tu Creatión
2. Enciende Tu Luz
3. Vuelve Tus Sueños Realidad
4. Yo Soy
5. Somos Uno
6. Eres Tú
7. Valor
8. Cuando Te Perdí
9. Eleva Tus Alas Al Sol
10. Somos Eternos
11. Reclama Tu Libertad Bonus:
12. Somos Eternos (wersja akustyczna)

Rok Wydania: 2023
Wydawca: Memorias De Un Despertar
http://memoriasdeundespertar.com/


Najnowszy album pochodzącej z Peru grupy Memorias De Un Despertar „Reclama Tu Libertad” znajdował się na mojej liście najbardziej wyczekiwanych premier roku 2023. Debiut grupy sprawił, że nie mogłem przejść obojętnie wobec tego projektu, który współtworzy peruwiański pisarz Marcel Verand. Na pierwszym krążku będącym rockową ilustracją jednej z książek Marcela występują rockowi przedstawiciele niemal całej Ameryki Łacińskiej. Jakby tego było mało postanowiono zasięgnąć także po wyjątkowych muzyków z Europy. Tak powstał debiut „Ira & Sacrificio” (jej recenzję można przeczytać TUTAJ) Zaledwie po dwóch latach od pierwszej płyty oraz rok po kilku-utworowej epce w odtwarzaczu ląduje drugi album. Jest kilka znaczących zmian personalnych na tym albumie. Co prawda filar projektu -Marcel- zostaje jako autor tekstów i pomysłodawca konceptu, lecz niestety z przyczyn osobistych na albumie nie pojawił się drugi współtwórca grupy – Julio Castro. Nie zaburzyło to jednak brzmienia i pomysłu jaki został obrany. Także i tym razem postawiono na międzynarodową mieszankę muzyków. I tak głównym wokalem nadal jest fenomenalny Deibys Artigas, na gitarze zaś króluje Lukky Sparxx, za perkusją zasiada Esteban Rotunno. Oczywiście zaproszeni są różni inni muzycy. Dla mnie największym zaskoczeniem jest wprowadzenie do muzycznej opowieści muzyków z dwóch wrogich sobie państw. I tak na gitarze akustycznej wybrzmiewa talent pochodzącego z Ukrainy Igora Montegi, oraz rosyjscy gitarzyści Roman Farafontov i Andy Warner. Myślę, że takie zestawienie muzyków może być wyraźnym przesłaniem, że pomimo wojny da się razem tworzyć coś dobrego. Wszak ta płyta daje nadzieję, choć losy głównego bohatera nazwanego imieniem Julian są również naznaczone bólem i cierpieniem. Mimo jednak to wychodzi z opisanych wydarzeń pełen nadziei. Krążek ten zawiera jedenaście krótkich rozdziałów, które zostały specjalnie napisane dla potrzeb albumu. Dodatkowo Marcel napisał tekst każdej z kompozycji inspirując się tymi małymi rozdzialikami. Myślę, że nastała pora aby przyjrzeć się wydarzeniom, których doświadczył Julian, a które mogą się przytrafić każdemu z nas.

Rozdział pierwszy – „Soy Tu Creatión”.

W kompozycji tej poznajemy Juliana. Ma on kochającą partnerkę. Lecz ma jeszcze coś. Nałóg, który sprawia,że z czasem odsuwa się od najbliższych. Zaczyna się niepozornie- od kawy z whiskey. A potem…

A potem zaczynają się charakterystyczne dla MDUD gitary. Nie straciły one nic ze swej melodyjności, zwłaszcza, że za mikrofonem staje gitarzysta- Lukky.

Jestem twoim stworzeniem. 
Jestem twoim głosem
Jestem twoimi lękami
Jestem, jestem twoim życiem, jestem twoim smutkiem, jestem twoimi wspomnieniami
możesz mnie dziś osądzić możesz mnie dzisiaj nienawidzić
ale między tobą, a mną jest tylko fuzja
Jestem twoim Zbawicielem.”

Brzmi znajomo? Przypomina to trochę metallikowe „Sad but true”. Jeśli taka była inspiracja, to praca domowa została wykonana perfekcyjnie. Równie perfekcyjnie brzmi cała kompozycja. Warto się wsłuchać w poszczególne ścieżki gitar bo tam dzieje się bardzo wiele ciekawego. Mamy bowiem melodyjny riff, jak i ciekawą pracę gitary rytmicznej. Także wykorzystano pomysł, który od jakiegoś czasu rzadko się zdarza w muzyce hard-rockowej. Gitara nie łupie bezmyślnie w kółko jednego riffu, lecz niejako okrąża linię melodyczną, dzięki czemu swoimi nutami brawurowo ją ozdabia. Nie zabrakło także solówki, która ma solidne fundamenty w postaci fajnego fajnego łącznika przed tą partią kompozycji. Wokalnie również jest melodyjnie i ciekawie, choć chyba jestem przyzwyczajony do ciekawszej barwy Deibysa Artigasa, który już niebawem zagości za mikrofonem.

Rozdział drugi – „Enciende Tu Luz”

Niestety partnerka Julina- Alana- zorientowała się, że ten znów przeholował. Nie żegnają się jak zwykle o poranku, lecz ona głośno trzaska drzwiami. On również wychodzi. Niestety jest tak zamroczony C2H5OH, że powoli przestaje kontaktować ze światem realnym. W końcu ktoś nim mocno potrząsa…

Rozpoczynamy od delikatnej gitary oraz fajną gitarą prowadzącą. Tutaj już mamy w pełni do czynienia z głównym wokalistą- Deibysem. Brzmi on nieco bardziej chropowato niż na pierwszym albumie. Nie przeszkadza to jednak by porwać swym melodyjnym śpiewem. Kompozycja ta znów jest bardzo gitarowa. Jest tutaj wiele ciekawych rzeczy zarówno w refrenie jak i w solówce. Warto także zaznaczyć obecność sekcji rytmicznej. Słychać, że zasiadający za perkusją Esteban Rotunno zna się na tym i ciekawie pracuje pałeczkami. Szkoda tylko, że kawałek tak szybko się kończy, ponieważ ma on potencjał by potrać jeszcze kilkadziesiąt sekund. Tymczasem pora zajrzeć w…

Rozdział trzeci – „Vuelve Tus Sueños Realidad”

Nasz bohater obiecuje poprawę i zerwanie z nałogiem. Ile razy to obiecywał? Ach gdyby mógł cofnąć czas. I nie musiał wspominać snów, gdy ona odeszła…

Tym razem jednak rozpoczynamy od łomotania perkusji niczym szalone bicie serca. Potem następuje ciekawy riff będący właściwie prologiem do refrenu. Poza świetnym śpiewem warto zaznaczyć fajnie brzmiące klawisze w tle. Usłyszeć można również mądrą zmianę tempa, podczas którego ciekawe intonuje swoje linie wokalne Artigas. Dobrze brzmią gitary, które momentami wychodzą poza naturalną partię i słychać, że gitarzyści starali się również nieco improwizować. Wyszło dzięki temu ciekawie.

Rozdział czwarty – „Yo Soy”

Julian ma przyjaciela z którym może pogadać. Ten przekonuje go, że zjadający go nałóg nie jest tylko wynikiem odziedziczonych genów. To my decydujemy co i jak robimy ze swoim życiem. I my decydujemy sami czy nałóg zabierze nas w otchłań…

Nasz bohater wreszcie przyznaje się przed samym sobą, że ma problem. Chce wreszcie stanąć na nogi. Widzi małe światełko w tunelu.

Jestem kapitanem swojego życia

Dziś zaczynam to nowe życie
Bez wymówek i tchórzostwa
Dziś przywracam moc mojej wyobraźni
Dziś korzystam z mojej wolności
Dziś zmieniam swoją rzeczywistość”.

Podobnie jest także z tą kompozycją. Jest zagrana z werwą, jakby chciała wyjść z cienia i zacząć krzyczeć- „Wracam do życia!”.

Gitara brzmi tutaj nieco progresywnie. Jednak później wszystko wraca do normy. Kolejna dobra kompozycja, którą miło się słucha. Nie znając nawet hiszpańskiego ma się ochotę wraz z wokalistą krzyczeć – „Yo Soy”. Lekkie zwolnienie tempa następuje w postaci solówki i niezłych klawiszy w tle. Znów należy pochwalić sekcję rytmiczną w tym gitarę basową, której używa Farafontov.

Znów wybornie brzmi Deibys, pomimo iż ma ciepły- latynowski głos to jednak potrafi on potężnie zakrzyczeć.

Rozdział piąty – „Somos Uno”

Julian by nie myśleć o alkoholu rzuca się wir pracy i spotkania towarzyskie. Ma to jednak także pewne konsekwencje. Nie do końca potrafi równoważyć tego wszystkiego i zgadza się pracować pod wpływem „dopalaczy” by wyrabiać się w terminie z projektami.

Rozpoczynamy od fajnej zagrywki gitarowej. Trochę kojarzy mi się z grą takich grup jak Wilki, Piersi czy Ira. Ot Fajne, rockowe granie. Jest także coś do wspólnego nucenia bez hiszpańskich słów. Delikatnie w tle przygrywa pianinko. Jest tutaj lekko, zwiewnie. Fajnie byłoby usłyszeć kiedyś ten kawałek w radiu, a w tle pięknie wschodzące, letnie słońce. To jest taki kawałek, pogodnie nastrajający. Co prawda wiele się w nim nie dzieje, ale klimat w jakim jest grany sprawia,że przyjemnie się go słucha.

Rozdział szósty – „Eres Tú”

Wszystkie życiowe problemy znikają wraz wodnym wirem w toalecie. Julian wie, że ma wsparcie w najbliższej osobie. Chce zmienić wszystko aby nic z dotychczasowych przedmiotów nie przypominało mu o przeszłości.

Czas na przepiękną, niesłychanie rozmarzoną balladę. Delikatna gitara, pianinko i kwartet smyczkowy. A całość zamyka się w melodyjnym hiszpańskich słowach Deibysa. Potrafi on w fantastyczny sposób oddać emocje- być niemal szepczący by za chwile uderzyć całym sobą. Momentami ten kawałek kojarzy mi się z najlepszymi balladami Ozziego. Słyszę tam nuty „Goodbye To Romance” czy „So Tired”. Oczywiście tutaj brzmi to trochę inaczej, ale wrażenie jest dokładnie tak samo przeszywające. Tutaj Artigas wypowiada słowa „Kocham, bo jesteś” i robi to tak w cudowny sposób, że oczami wyobraźni widzimy osobę do której to kieruje.

Rozdział siódmy – „Valor”

Niestety trudno czasem dotrzymywać złożonych obietnic. Wir pracy sprawił, że nasz Julian całkowicie o ważnym wydarzeniu jakim jest odświętna rocznicowy obiad. Całkowicie wpadł w otchłań pracy i aby zdążyć musi się wspomagać dodatkowymi środkami, których nie wszystkie wrzucił do toalety…

I tym razem mamy do czynienia z fajnym rockowym i przed wszystkim gitarowym graniem. Podobnie jak w większości poprzednich kompozycji dzieje się tutaj ciekawie. Równie potężnie i momentami buntowniczo brzmi tutaj wokalista. Jestem także przekonany, że gdyby odpowiednio wypromować ten kawałek w Europie, mogłaby to być spora konkurencja dla Juanesa, czy Melendiego. Jest znów pogodnie, ale i z przytupem i szkoda,że nie trafi on do naszych rozgłośni, a może…

Rozdział ósmy – „Cuando te Perdí”

Alana- najbliższa osoba Juliana wiedząc,że ten nie spędzi z nią rocznicy postanawia mu zawieść obiad do pracy. Tego dnia padał deszcz. Auto. Poślizg. Zakręt. Julian dowiedział się następnego dnia…

Jeszcze jednak ballada, lecz jakże zupełnie w innych klimatach. Tutaj mamy rozpacz okraszoną cudownymi klawiszami i gościnnym udziałem Eleny Borroni. Cudownie współgrają oba głosy, całość dopina cudownej urody- podobnie jak uroda Włoszki- gitara prowadząca. Niewielka to kompozycja, lecz dająca tak wiele przyjemności ze słuchania, bardzo dobra środkowa część i ukojenie w postaci płaczącego pianinka to jest to co można wyczarować. Brakuje tylko przeszywającego deszczu lub odgłosu burzy na końcu, by w pełni wyrazić to co się wydarzyło…

Rozdział dziewiąty – „Eleva Tus Alas Al Sol”

Po pogrzebie, Julian zamroczony alkoholem odtwarza w kółko ostatnie nagranie Alany, którego nie zdążył w porę odebrać. Z czasem, z kolejnym razem odsłuchiwania dostrzega sens nagranych słów – „Jesteśmy wieczni”. I wtedy wszystko staje się jasne…

To zdecydowanie najcięższy gitarowo kawałek z doskonałym riffem na początku, który z czasem ewoluuje. I jest także spore zaskoczenie, ponieważ Deibys śpiewa tutaj bardzo nisko, właściwie nie rozpoznawalnie do swoich poprzednich partii wokalnych. Jego śpiew brzmi tak jak niemal każdemu może się kojarzyć śpiew muzyków latynowskich, czy też peruwiańskich. Choć to wszystko okraszone jest świetnymi gitarami i doskonałymi różnymi ozdobnikami. Mam tu myśli zarówno ozdobniki w części wokalnej, jak i instrumentalnej- bardzo dobre klawisze (w szczególności podczas solówek). Ten kawałek nie ma tutaj jakiegoś zawrotnego tempa, lecz jego kroczący rytm sprawia, że mimowolnie kiwamy głową.

Rozdział dziesiąty – „Somos Eternos”

Julian podczas rozmowy z Przyjacielem przyznaje, że dopiero teraz wie jak bardzo tęskni za Alaną. I zrozumiał czemu ona stanęła na jego drodze życia. Wtem Julian postanawia po raz ostatni z nią się pożegnać. Wyciąga urnę i wysypuje biały popiół do rzeki szepcząc: „Aż do nowego przebudzenia, Kochanie”…

Pora kończyć powoli ten w pełnym tego słowa znaczeniu koncept album. Żegnamy poprzez przedostatnią kompozycję, będącą bardzo dobrym rockowym kawałkiem. Znów dający wiele pozytywnego, świetnego śpiewu. Jeszcze raz za mikrofonem staje Elena. I jakoś tak raźniej robi na sercu. Jest to kolejna kompozycja, która można słuchać w kółko i w kółko. Sporo radości tez daje słuchanie gitar, które co prawda nie maja tutaj wirtuozerii. Ale tym razem nie o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o świetne rockowe granie.

Rozdział jedenasty – „Reclama Tu Libertad”

Julian wyciągnął pozytywne wnioski z tego co się stało. Pogodził się, z tym co zaszło i potrafi już władać swoim życiem. W szczególności kiedy w sobie słyszy jej głos.

Ostatnia to już, zamykająca całą historię kompozycja. Znów rozpoczynamy od ciekawej gitary i klawiszy. Co ciekawe jest to kompozycja tytułowa, lecz co najważniejsze z racji, że wszystkie kompozycje są dobre i bardzo dobre ta nie wybija się jakoś szczególnie mocno ponad tamte. Nie jest to bowiem zarzut,a jedynie dopełnienie całości. Dla mnie ta kompozycja przypomina moment kiedy po przeczytaniu ostatniej kropki w książce zamykam ja i wracając do rzeczywistości patrzę na okładkę myśląc sobie- „ależ to było dobre”. Tak jest właśnie z ta płytą. Dawno nie słyszałem tak dobrej rockowej płyty będącej jednocześnie jednym konceptem, a zarazem każda kompozycja jest osobną myślą, inspiracją. Te utwory są po prostu o czymś. I to są bardzo dobre utwory, rockowe, bez udziwnień. Co ciekawe mimo, że jest to zupełnie inna płyta niż „Ira & Sacrificio” to jednakudało się zachować styl grupy. Dodam jeszcze,że jako bonus dodano akustyczną wersję „Sonos Eternos” w pełnym wykonaniu Eleny Borroni.

8,5/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz