1. A Kind of Chaos
2. Last Horizon’s Awakening
3. Torment of Silence
4. Requiem For The Days Of The Lost
5. Farewell
6. Sorrow, My Infinity
7. Asleep In Snow
8. Bleak Memories
Rok wydania: 2012
Wydawca: Legacy-Records
http://medebor.metal.pl
Pochodzący z Trójmiasta Medebor nie rozpieszcza miłośników ciężkiego
grania objętością swojej dyskografii. Kapela działa od 1997 roku, a
„Smak szaleństwa” to dopiero jej drugi pełnowymiarowy album, czyli
średnia częstotliwość płytowych premier wychodzi na poziomie Boston (to
goście od „More Than A Feeling”). Ale w tym przypadku jakość w stu
procentach zastępuje i wynagradza skromną ilość…
Kiedyś bardzo lubiłem takie granie. Paradise Lost, My Dying Bride,
Tiamat – ponure, ale zarazem piękne i poruszające klimaty. Potem
wprawdzie mi przeszło, jednak „stara miłość nie rdzewieje”. Zresztą moi
bohaterowie również poczuli się zmęczeni uprawianym przez siebie
gatunkiem, bo z lepszym (rzadziej) lub gorszym (niestety dużo częściej)
skutkiem zaczęli eksperymentować. Czasem zastanawiałem się, czy z
upływem lat coś stało się moim muzycznym gustem, czy też po prostu
brakuje mi albumu, który na nowo rozpaliłby płomień. Po wysłuchaniu „A
Taste Of Insanity” znam już odpowiedź…
Kiedy My Dying Bride grzęźnie na mieliznach w rozciągniętych do granic
możliwości kawałkach, kiedy Paradise Lost desperacko próbuje odnaleźć
dawną magię, oto nagle kapela z Trójmiasta wyskakuje z TAKIM – nie waham
się użyć tego słowa – dziełem. Okazuje się, że nie trzeba fletów,
wiolonczel, skrzypiec, elektroniki, sampli i anielskich głosów dziewic,
by stworzyć melodyjne, klimatyczne, wciągające kawałki. Właśnie! Każdy z
tych ośmiu utworów jest wręcz kopalnią znakomitych melodii i
wpadających w ucho refrenów. Tylko dwie kompozycje schodzą poniżej
sześciu minut, a mimo tego płyta ani przez moment nie nuży. Rzadka to
sztuka w takim gatunku muzycznym. Spora w tym również zasługa wokalisty,
który sprawnie operuje różnymi środkami wyrazu, nie popadając przy tym w
irytującą manierę. No i jeszcze jeden element układanki, czyli
produkcja: wszystko brzmi tutaj potężnie i klarownie. Zawodowa robota!
Gdyby ten album ukazał się w połowie lat dziewięćdziesiątych i miał
odpowiednią promocję – Medebor grałby wspólne trasy z europejskimi
tuzami klimatycznego metalu. A tak – wciąż walczy w metalowym podziemiu.
Dobrze, że nie złożyli broni. Świat ciężkiej muzy byłby uboższy bez
takich płyt jak „A Taste of Insanity”…
10/10
Robert Dłucik