McCARTNEY, PAUL – 2020 – McCartney III

mccartney-III

1. Long Tailed Winter Bird
2. Find My Way
3. Pretty Boys
4. Women and Wives
5. Lavatory Lil’
6. Slidin’
7. Deep Deep Feeling
8. The Kiss of Venus
9. Seize the Day
10. Deep Down
11. Winter Bird/When Winter Comes

Rok wydania: 2020
Wydawca: Capitol Records
https://www.paulmccartney.com/


Bach! I jest. Tak znienacka, niespodziewanie, bez zapowiedzi, 18 grudnia 2020 pojawiła się nowa płyta Paula McCartney’a. Piękny, świąteczny prezent zrobił swoim fanom sympatyczny bitels. Jest to jeden z tych przypadków, kiedy lockdown podziałał mobilizująco na odseparowanego od otoczenia artystę. Zamknięty w domu muzyk, zabrał się do roboty i w samotności stworzył, zagrał na wszystkich instrumentach  i zarejestrował kilka utworów, które ostatecznie utworzyły album.  Zatytułowany został McCartney III, bo nawiązuje do dwóch wcześniejszych wydawnictw, powstałych także metodą chałupniczą: w 1970 roku (solowy debiut) i w 1980 (McCartney II).  I tutaj można było się obawiać jakości, bo wspomniane płyty z przeszłości odstają  poziomem od pozostałego katalogu McCartneya. Wszak na debiucie jest rewelacyjny utwór „Maybe I’m Amazed”, może nawet jeden z najlepszych jakie stworzył, ale poza tym całość sprawia wrażenie nieprzemyślanej, niedopracowanej.  Dwójkę zaś można potraktować jako totalną ciekawostkę, gdzie muzyk postanowił poszaleć z eksperymentami i w efekcie słucha się tego wydawnictwa jak składanki z utworami demo.

Pierwszy utwór z III, „Long Tailed Winter Bird”,  przyjąłem z drżeniem serca, bo jakby w pewien sposób potwierdzał obawy, że  o to  dostajemy  jakiś drugi garnitur twórczości Paula. Z zapętloną gitarą akustyczną,  oszczędnym tekstem, wydawał się być bardziej efektem zabawy znudzonego muzyka, niż od początku do końca przemyślaną koncepcją. Na szczęcie okazała się to być tylko rozgrzewka, świetnie dobrany wstęp, a później McCartney już tylko serwuje urokliwe piosenki. Jak choćby „Women and Wives”, nostalgiczną, przejmującą, klimatem przypominającą najpiękniejsze momenty z jego twórczości waz z „Yesterday” . Eksperymentalne zapędy bitla reprezentuje „Deep Deep Feeling” , fragmentarycznie soulowy, odrobinę ociera się o Prince’a. Jeszcze wspomnę typowego McCartneya w piosence „Seize The Day”, która  skupia jak w soczewce całą jego drogę twórczą od The Beatles do „Egypt Station”. Ach, cała płyta jest po prostu świetna. I brzmi najlepiej z wszystkich oznaczony rzymskimi cyframi. Brzmieniowo dopracowana, wypolerowana nie sprawia wrażenia sporządzonej na kuchennym stole. Wiadomo zaawansowanie technologiczne dzisiejszych czasów daje wielkie możliwości i McCartney wykorzystał je w pełni.

Na osobne wyróżnienie zasługuje okładka, zaprojektowana przez amerykańskiego grafika Edwarda Ruscha , minimalistyczna w szczegółach doskonale oddaje charakter wydawnictwa McCartneya, nie mówiąc o sprytnym przemyceniu tytułu . Elegancka płyta otrzymała elegancką, należną jej oprawę. Dłonie same składają się do braw.

9/10

Witold Żogała

Dodaj komentarz