MAZE OF TERROR – 2023 – Skullcrusher

MAZE OF TERROR – 2023 - Skullcrusher

1. Damned to Eternal Pyre
2. Hatred & Repression
3. Lord of Destruction
4. Rivals
5. Run with Death

Rok wydania: 2023
Wydawca: Defense Records
Maze Of Terror


Peru, kraj tak odległy, że ze wstydem przyznam, że oprócz znajomości sztampowego „El cóndor pasa”, do niedawna o jego muzyce nie wiedziałem kompletnie nic. Jak się jednak okazuje, ten andyjski kraj to nie tylko mocno eksponowana kolebka folkloru, lecz również zasługująca na duże uznanie scena metalowa, mająca naprawdę wiele do zaoferowania i to na najwyższym poziomie.

Jednym z jej ciekawszych przedstawicieli jest z pewnością Maze Of Terror, który spośród szerokiej gamy możliwości, ulokował się twórczo w thrash metalu. Istnieje od 2011 roku w trzyosobowym składzie (Leviathan, Criminal, Hammer) i zadebiutował epką „Skullcrusher”. Ta zaś, 11 lat później doczekała się reedycji za sprawą rodzimego Defense Records. Cóż, można stwierdzić, że to w miarę młody zespół, lecz ewidentnie inspiracji szukał w muzyce o dwie, trzy dekady wcześniejszej niż sam zaistniał medialnie. Jak to mawiają – w tym szaleństwie jest metoda, bowiem starannie przygotował się do debiutu, który bez wątpienia okazał się strzałem w dziesiątkę.

Wydano go całkiem ładnie, a przysłowiowe nieocenianie książki po okładce kompletnie się tu nie sprawdza. Oprawa graficzna już na wstępie zdradza w zasadzie w wszystko, czego można się spodziewać po zawartości płyty. Opiera się na dwóch, jakże oczywistych w tym przypadku kolorach – gustownej czerni z krwistą czerwienią, którą mienią się piekielne plugastwa.

Gatunek reprezentowany przez peruwiańskie komando eksploatowany jest od lat, z biegiem czasu zmieniając mniej lub bardziej swe oblicze. Grupa postawiła na jego pierwotną, surową wersję, obdartą z wszelkich subtelności, czy też koniunkturalnych kalkulacji, pokazując, że ta muzyka nadal ma sens i nadal ma się dobrze.

Jaki jest zatem „Skullcrusher”? Szybki, mocny, zajadły, nieokrzesany, bezpardonowy. Trochę śmierdzi siarką, trochę starym black metalem. Czerpie garściami z obfitości metalu lat 80 tych i 90 tych, by z powszechnie znanych składników stworzyć naprawdę ciekawą muzykę. Stary, dobry thrash metal, zagrany dużą prędkością i jeszcze większą mocą i agresją. Taki spod znaku np. wczesnego Sadus czy Destruction. Nie uświadczy się tu zbędnych przestojów ani nudy, choć nie powiem, kompozycje są dość podobne do siebie, ale nie stanowi to jakieś ujmy. Tu wszystko podane jest jak na tacy. Bez drugiego dna, zbędnych wypełniaczy czy przesadnie rozwlekłych aranżacji. Omalże bez chwili wytchnienia oraz niepotrzebnej wirtuozerii, Maze of Terror dokonuje dźwiękowego dzieła zniszczenia. To właśnie stanowi o atrakcyjności albumu, czyniąc go godnym pochwały i wartym uwagi.

W żadnym wypadku nie można go nazwać wymuskanym i dorowadzonym do technicznego ideału. No chyba, że mówimy w kategoriach udergroundowego grania, wtedy „Skullcrusher” sprawdzi się wręcz idealnie. Przybrudzone, surowe brzmienie, slayerowe gitary plus odpowiednio rozwrzeszczany wokal, plujący zawzięcie swymi herezjami, nadają temu wydawnictwu specyficznego kolorytu, mieniącego się bardziej blaskiem piekielnego ognia, niż tęczą barw list przebojów.

„Skullcrusher” to esencja solidnego grania. Takiego prawdziwego, intensywnego, z duszą lat 80 tych, którego sowicie nabici ćwiekami kataniarze z naszywkami słuchają z wypiekami na twarzach. Doskonale oddaje ambicje do zaistnienia na muzycznych scenach i prezentuje wszelkie atuty oldschoolowego metalu. Zamyka się w ledwie 25 minutach, ale tyle w zupełności wystarczy by nadwyrężyć sobie kark od machania głową.

7,5/10

Robert Cisło

Dodaj komentarz