MASTERPLAN – 2017 – PumpKings

MASTERPLAN - 2017 - PumpKings

1. The Chance
2. Someone’s Crying
3. Mankind
4. Step Out Of Hell
5. Mr. Ego
6. Still We Go
7. Escalation 666
8. The Time Of The Oath
9. Music
10. The Dark Ride
11. Take Me Home

Rok wydania: 2017
Wydawca: AFM Records
https://www.masterplan-theband.com/


Jestem fanem Helloween, a zostałem nim gdzieś po wydaniu przez grupę albumu „Pink Bubbles Go Ape”. Odejście Rolanda Grapowa po nagraniu „Dark Ride”, było dla mnie końcem pewnej ery, tym bardziej że poznałem go osobiście i okazał się serdecznym rozmówcą. Ale z drugiej strony kierunek który obrał zespół na tej płycie wydawał się niepokojący. Prawie tak ciężkie i mroczne oblicze gitarzysta miał szansę zaszczepić w swoim nowym projekcie założonym oryginalnie z kolegą z Helloween – Uli Kushem. Właściwie, jak inne grupy powstałe po rozłamach u „dyniogłowych” i Masterplan pozostał raczej drugoligowym graczem na scenie metalowej, nigdy nie osiągając statusu gwiazdy gatunku, a przez notoryczne problemy ze składem przez wielu był traktowany jako projekt Rolanda.

Kilka miesięcy temu w serca fanów wlała się nadzieja na dwie ciekawe inicjatywy. Pierwszą z nich niewątpliwie jest trasa Helloween z gościnnym udziałem Kaia Hansena i Michaela Kiske (szkoda że zabrakło Rolanda i Uliego, ale widocznie rozłam był w ich wypadku bardziej bolesny dla obu stron). Kolejną wieścią była decyzja o odświeżeniu piosenek które napisał Grapow podczas swoich lat w Helloween. Już publikacja tracklisty mogła przyprawić o szybsze bicie serca fanów. Zespół postanowił zmierzyć się z kawałkami niemal z całego okresu kiedy Roland Grapow grał w Helloween. W spisie zabrakło jedynie utworów z „Better Than Raw”, z tej prostej przyczyny, że w creditsach żadnego z tych utworów on nie figuruje. Okładka nowej płyty Masterplan również może się podobać, jest zdecydowanym nawiązaniem i pewną parafrazą symboliki stosowanej przez byłą kapelę gitarzysty.

Dochodzimy do kwestii zawartości krążka. Na pierwszy ogień idą trzy utwory z „Bąbelków” a otwieraczem jest klasyk „The Chance”. O ile właśnie jego wybór na pierwszy singiel wydaje się uzasadniony, bo dla wielu to pierwszy kawałek jeśli sięgnąć wstecz w twórczość Grapowa w Helloween, tak kolejne wydawały się być utworami które mogą się dorobić prawdziwego nowego oblicza. Okazuje się, że zaskoczeniem jest tutaj raczej brak re-aranżacji. Kawałki te są wprawdzie nagrane w studio na nowo, ale lepszym słowem byłoby „odegrane”. Szokujące jest dla mnie odtworzenie bardzo wiernie podkładów klawiszowych i sampli. Owszem, instrumenty brzmią nieco ciężej… ale różnice są subtelne. Właśnie po wysłuchaniu pierwszych trzech utworów – mimo że są dobrze zagrane, opadły moje oczekiwania wobec kolejnych tracków. Największe oczekiwania miałem bowiem wobec kawałków z czasów „Pink Bubbles” i „Chameleon”. Jako utwory najbardziej funkujące i rockowe mogły być bowiem prawdziwym polem do popisu dla kompozytora. Niestety i „Step out of Hell” i „Music” również zachowały muzyczną wierność oryginałom. Chropowaty głos Ricka Altzi natomiast nie do końca przekonuje w wymienionych wyżej kawałkach. Znacznie lepiej jest w tej materii w utworach oryginalnie śpiewanych przez Derisa. A do najlepiej zrobionych tutaj auto-coverów zaliczę „Still we go” z fantastyczną solówką i minimalną ingerencją w sample (cieszy złaszcza fragment „This is Masterplan”). Właściwie miałem nadzieję na zupełną rezygnację z sampli. Nie spodobała mi się taka konwencja już na „Frequency Unknown” gdzie Geoff Tate zastosował 1:1 sample z utworów z Queensryche muzykę natomiast nagrał od nowa.

Gdzieś w połowie albumu wraca pozytywne nastawienie, a przemyślenia odchodzą na dalszy plan. „Escalation 666” i „Dark Ride” to kawałki tak ciężkie i mroczne jak sam zespół Masterplan. Uważam, że mogłyby swobodnie trafić na którykolwiek album tegoż zespołu. Byłyby reprezentatywne. A i wokalnie dużo bardziej mi pasują. Podobnie „The Time of The Oath”, który był chyba najcięższym kawałkiem Helloween przed „Dark Ride”… zresztą zawsze należał do moich faworytów, jest świetny w obu wykonaniach. Kolejność kawałków nie jest chronologiczna, zatem kiedy następuje powrót do czasów „Chameleona” i „Master of the Rings”, słucham już z nieco lepszym nastawieniem.

Być może booklet będzie wyposażony w opisy, co przyświecało kompozytorowi, że zdecydował się na takie podejście, myślę że takie wprowadzenie byłoby fair wobec fanów. Jeśli nie – na pewno nie omieszkam poruszyć tego tematu we wywiadzie (niebawem na Rock Area). Jestem przekonany, że taka formuła jest nieco zachowawcza. Mogę podejrzewać że oczekiwania zagorzałych fanów Helloween byłyby takie aby te utwory zabrzmiały jak najbardziej wiernie. Wątpię jednak by tego chcieli fani Masterplan. Moim zdaniem ta płyta kompletnie nie powinna tak wyglądać. Taka forma mnie nie przekonuje i chyba nie ma sensu. Gdyby ten materiał został w tych aranżacjach zarezerwowany na żywo, nie mrugnąłbym okiem. Niestety po albumie studyjnym spodziewałem się czegoś więcej. Żal mi potencjału, tego co można było zrobić… a dowolność była naprawę nieograniczona. Fajnie się tego słucha i na pewno każdy fan będzie miał wiele frajdy z obcowaniem z tym materiałem, ale pozostaje niedosyt. Jestem rozdarty…

Piotr Spyra

Dodaj komentarz