MASTERPLAN – 2010 – Time to be King

Masterplan - 2010 - Time to be King

1. Fiddle Of Time
2. Blow Your Winds
3. Far From The End Of The World
4. Time To Be King
5. Lonely Winds Of War
6. The Dark Road
7. The Sun Is In Your Hands
8. The Black One
9. Blue Europa
10. Under The Moon

Rok wydania: 2010
Wydawca: AMF Records
http://www.myspace.com/masterplanmetal


Wieść o nadchodzącym wydawnictwie Masterplan z pewnością zelektryzowała wiele osób, nie mówiąc już o samych fanach zespołu. Atrakcyjność informacji podkreślił fakt, że „Time To Be King”, to materiał nagrany z Jornem Lande – chyba jedynym słusznym wokalistą dla tej grupy. Nie chcę w tym miejscu umniejszać, ani poddawać krytyce umiejętności „chwilowego zastępcy” Jorna, Mike’a DiMeo, który z pewnością jest profesjonalnym muzykiem, jednak „MkII” nagrana z jego udziałem była pozbawiona mocy, jeżeli chodzi o aspekt wokalny. W ogóle album jakoś nie przypadł mi do gustu i do tej pory mam spory problem z jego zaakceptowaniem.
No ale stało się to, czego życzyła sobie większość sympatyków twórczości Grapowa
i spółki – Jorn ponownie zawitał na pokład Masterplan! Nowy krążek poprzedził singiel
z dwiema premierowymi kompozycjami, które idealnie odwzorowują zawartość „Time To Be King”. Ten krótki materiał nie olśniewał prezentując muzykę na poziomie, ale pozbawioną pewnej przebojowości, która od zawsze towarzyszyła grupie. W sumie niby wszystko się zgadza, ale pozostawał pewien niedosyt. Singiel rodził ambiwalentne odczucia, chociaż przyznam, że osobiście nie byłem nim zawiedziony i w dalszym ciągu wyczekiwałem całości.
Teraz moja ciekawość została zaspokojona. Po pierwszym przesłuchaniu musiałem się upewnić, czy to na pewno koniec płyty, bo przeleciała stosunkowo szybko i co dziwne – mało z niej zostało mi w głowie i niewiele rzeczy dostatecznie zwróciło moją uwagę. Można powiedzieć, że na wstępie poczułem się lekko rozczarowany i zdziwiony. Z jednej strony znów słychać mocny wokal, którego brakowało mi w przypadku „MkII”, a z drugiej
– w kwestii muzycznej dźwięki cechuje skromność. Pod względem samej muzyki, a szczególnie pomysłów, aranżacji i rozwiązań – wydaje się, że zespół poszedł po najmniejszej linii oporu stawiając na prostotę i przejrzystość. Można powiedzieć, że panuje tu pewna sztampowość i typowość. Oczywiście materiał pod względem produkcyjnym jest dopieszczony bez zastrzeżeń, ale w tych czasach to norma, szczególnie wśród artystów takiego formatu. Próbując znaleźć określenie trafnie opisujące „Time To Be King” na myśl przychodzą mi dwa określenia: „równy” i „stonowany”. Poszczególne utwory zdają się być utrzymane na jednym poziomie i mimo tego, że mają różne tempa sprawiają wrażenie podobnych do siebie, chociaż wraz z kolejnymi odsłuchami granice zaczęły się krystalizować. Zestawiając ten materiał obok „Masterplan” i „Aeronautics” od razu rzuca się w oczy deficyt kompozycji z ładunkiem chwytliwości, inaczej mówiąc tzw. hitów. Wśród ciekawszych pod tym względem kompozycji można wymienić „Blow Your Winds”, „Blue Europa”, czy otwierający „Fiddle Of Time”, który zarazem jest jednym z szybszych kawałków na płycie obok singlowego „Far From The End Of The World” i tytułowego „Time To Be King”. Nie ma tu „powalających” melodii i może takie było zamierzenie, by skierować zespół na inne tory. Taką ciekawostką jest epicko – folkowy (w swojej formie) „Lonely Winds Of War”, który z powodzeniem mógłby zasilić soundtrack do nowego „Robin Hood’a”.
Ogólnie album jest utrzymany w innym klimacie niż dwa pierwsze wydawnictwa, choć z pewnością bliżej mu do „Aeronautics”, o czym świadczyć może „The Dark Road” utrzymany w balladowej tendencji. Jest mroczniej i ciężej, ale chyba nie tego oczekiwali fani. Obecnie Masterplan brnie w stronę melodyjnego hard rocka, odchodząc od metalowej stylistyki, szczególnie tej o powerowym zacięciu.
Reasumując, „Time To Be King” nie jest płytą złą, a po kilkukrotnym przesłuchaniu zaczyna się coraz bardziej podobać. Jednak to nie jest to, do czego Masterplan przyzwyczaił nas wcześniej. Nie jest to szczyt ich możliwości, bo wiadomo – zespół stać na dużo więcej. Natomiast w tym przypadku mamy do czynienia z płytą dobrą i tylko dobrą, a jeżeli chodzi o ten zespół – można powiedzieć – że nawet stosunkowo przeciętną. Być może wychodzi tutaj pewne wyrafinowanie i przeświadczenie o tym, że muzyka obroni się sama, a pomogą temu wokale Jorna. No cóż, Lande to nie wszystko i ekipa z Masterplan powinna się z tym liczyć. „Time To Be King” emanuje mniejszym blaskiem niż dwa pierwsze krążki. Wydawnictwo nie przynosi grupie wstydu, ale też nie wprowadza niczego odkrywczego. Oby następnym razem zespół zaprezentował trochę lepszą formę.

P.S. Bardzo okazała okładka 🙂

7/10

Marcin Magiera 

Dodaj komentarz