1. Głos
2. Pogoda
3. Grawitacja
4. Przestrzeń
5. Droga
6. Empatia
Rok Wydania: 2022
Wydanie własne
https://www.facebook.com/Mass.Solitude/
Ostatni materiał MASS SOLITUDE, ciężko mi nazywać nowym, bo pierwsze wzmianki o nim dotarły do mnie jeszcze w zeszłym roku. Jak znam życie – grupa już ma w głowie, lub opracowane w sali prób drugie tyle nowszych kompozycji. „#Obserwacje” to swego rodzaju mini-album. Sześć kawałków, które mieszczą się w czasie poniżej półgodzinnym. Ale to wszystko wpisuje mi się w pewną wizję… do której później wrócę.
Sześć kawałków, w klimatach alternatywnego rocka, pewnymi progresywnymi inklinacjami, garścią metalowych patentów. Do tego polskie teksty podane niskim głosem. Starsi odbiorcy rocokwych dźwięków być może skojarzą te rejestry z wokalistą ROAN, progresywni poszukiwacze dopasują barwę do głosu Juana Rossa z grupy Henninga Pauly’ego. W przypadku polskich tekstów łatwo popaść w przesadę, czy swoisty przerost formy nad treścią – i trzeba być po prostu uważnym. W przypadku liryków na „Obserwacjach” nie uświadczyłem takiego wrażenia ani przez chwilę. Naprawdę ich poziom jest co najmniej przyzwoity. Sporo dzieje się w kwestii muzycznej. Przede wszystkim uwagę zwraca ciepłe brzmienie. Klarowny jest miks i zarówno gitary jak i sekcja brzmią czysto a organicznie. Nie wyzbyto się jednak niezbędnego brudu i tam gdzie przyłożono do pieca przester jest niechlujny… do pewnego stopnia. Rytmika utworów sprawia, że nóżka sama chodzi, a melodie pozwalają zapamiętać poszczególne utwory. Usłyszymy tu trochę grungowych rejestrów, czy typowo Toolowych patentów. Jest czad i doza melancholii, którą charakteryzowali się choćby Type o Negative. Już otwierający „Głos” rozkręca się od nieśmiałej melorecytacji po kulminację, która może być koncertową petardą. Klimat buduje się również w drugiej z kolei „Pogodzie” oprócz fajnych wywrzeszczanych wokaliz na uwagę zasługuje gitara solowa, która dwoi się i troi. Początek „Grawitacji” to ukłon w stronę sympatyków progresywnej estetyki z pewnymi dysonansami na linii melodia wokalu a gitary. Choć w sumie chyba jeden z mniej przeze mnie lubianych kawałów ze względu na tempo. To chyba najspokojniejszy kawałek, choć i on przyspiesza i pod koniec robi się szybszy i cięższy. „Przestrzeń” to chyba najbardziej metalowy kawałek na płycie. Z naciskiem na riff i czad. Z dobrą melodią i fajnymi heavy patentami (bardziej w stylu ostatnich Dickinsonów niż Maidenów – ale myślę, że słuchając – wyłapiecie w lot o co mi chodzi). „Droga” jest trochę bardziej walcowatym utworem. Pozwala to wsłuchać się w tekst, albo skupić na gitarze solowej, która ładnie szyje niespieszne solo na southernowym riffie. Zwraca uwagę również bas, a że wieńczy utwór, nie sposób go przeoczyć. Średnie tempo „Empatii” – tu proporcje ciężaru i melodii wciąż są zachowane, szczypta krzyku dodająca ciężaru. Właściwie i ten utwór można byłoby wybrać na singla. Nie widzę przeciwwskazań.
Kilka słów o formie w jakiej dotarła do mnie muzyka zespołu. W czasach kiedy wszystko, tym bardziej muzyka przenosi się w przestrzeń wirtualną, fizyczny nośnik jest (szczególnie dla bardziej uważnego odbiorcy), czymś szczególnym. Wraz z okładką płyta, czy kiedyś kaseta zawsze stanowiły combo. Forma wprowadza, zachęca… czasem odrzuca, lub wręcz filtruje odbiorcę.
Tym razem mamy do czynienia z materiałem dostarczonym na pendrive z logo kapeli.
Zabieg ciekawy – i z jednej strony – uśmiech w stronę osoby, która woli obcować z nośnikiem bądź co bądź fizycznym – z drugiej forma elektroniczna, którą można przetransportować do urządzenia przenośnego. Wszystko to wpisuje mi się gdzieś w przesłanie zespołu – ich motto, genezę nazwy grupy. Czy zabieg jest trafiony? Odnoszę wrażenie, że będzie miał więcej sympatyków niż przeciwników. Dla mnie zabrakło folderu z tekstami, dodatkowymi grafikami, zdjęciami zespołu, jakimś bio – czymś, co zawsze przyjemne wertuje się w przypadku ALBUMÓW. Wróćmy do czasu trwania. W czasie krótkich form i zabiegania o koncentrację odbiorcy, ten element również jawi mi się jako zabieg przemyślany i trafiony.
Całość wydaje mi się być albumem na miarę naszych czasów. Tuszę, że takie wrażenia jakie we mnie wzbudza ta muzyka, przyświecały również jej twórcom. Wówczas okazuje się przekaz trafia we właściwe rejestry w głowie odbiorcy.
Dostosowując się do formuły, pozwoliłem sobie nawet na pewien żart. Właściwa okładka (zawarta na pendrive), została umieszczona poniżej, ja pozwoliłem sobie zamiast grafiki zazwyczaj ilustrującej recenzję umieścić zdjęcie rzeczonego pendrive.
Mini albumów nie oceniam w skali liczbowej, jednak gdybym musiał – ocena byłaby zdecydowanie pozytywna.
Piotr Spyra