1. Theory Of Nothing.
2. Ladies Of The House.
3. Queen Of Headfuck.
4. The Past.
5. Breakfast At Owsley’s.
6. Big Bad Science.
7. Scratch The Meat.
8. Jam On Haunted Hill.
9. Have A Talk With God.
10. Soul Virus Hack.
Rok wydania: 2010
Wydawca: Lion Music
http://www.myspace.com/thealexmasiallaudiopage
Przyznam, że apetyt miałem zaostrzony. Poprzednia płyta Alexa Masi bardzo przypadła mi do gustu. Od pewnego czasu na stronie wydawcy zaczęły pojawiać się strzępy informacji na temat Theory of Everything. Zniecierpliwienie osiągnęło niemal moment kulminacyjny, kiedy to udostępniono do odsłuchania nowy kawałek.
Masi to jeden z tych artystów, który jeśli twierdzi, że nagrywa album solowy jest w stanie zagrać go absolutnie sam. I tak jest w tym przypadku. Co ciekawe odbyło się to bez szkody dla jakości kompozycji. Sam artysta twierdzi, że jedyni nowi artyści na albumie, to nowe technologie i możliwości techniczne na nim zastosowane. A tu przyznać trzeba zawarty jest pełen wachlarz smaczków, sampli i bajerów elektronicznych, doskonale zmiksowanych z gitarową konwencją płyty. Jak zwykle bywa w przypadku albumu instrumentalnego, tak i w przypadku Theory of Everything, rolę podpowiedzi co do fabuły i zamysłu artysty pełnią tytuły utworów. Niektóre z nich zatem sugerują obcowanie z nowoczesnością, tematy relaksacyjne, abstrakcyjne czy też erotyczne. Co ciekawe oczekiwania wobec poszczególnych kawałków po zasugerowaniu się tytułami i poparte pewną znajomością twórczości Masiego, pokrywają się z rezultatem.
Otrzymujemy zatem solowy album instrumentalny, w którym naprawdę dużą rolę pełnią klawisze i elektronika. Jednak dzięki użyciu takich środków ekspresji, płyta jest urozmaicona i ciekawa.
Podczas pierwszego przesłuchania, wyczekujemy kolejnych pomysłów Masiego z wypiekami na twarzy. A efekty zadowolą zarówno pasjonatów melodii, jak i wirtuozerii. Theory of Everything mogę też bez wahania polecić fanom progresywnego grania. A to ze względu na rytmiczne łamańce, z powodu orientalnych smaczków, tak w gatunku cenionych, czy też iście prog rockowemu feelingowi w solówkach zawartych w spokojniejszych fragmentach. Wprawne ucho wyłapie również modne obecnie w muzyce improwizowanej cytaty.
To płyta instrumentalna, która powinna sięgnąć daleko poza granice sympatyków gatunku, a swoją dostępnością trafić do fanów ambitnego rocka i przemyślanego grania ogólnie rzecz biorąc.
Jako mojego faworyta wskażę najdłuższy na płycie i słusznie wybrany przez wytwórnię do reprezentowania materiału w sieci – Ladies of the House. Na krążku błyszczą również na wskroś amerykański Jam On Haunted Hill, czy spokojniejszy The Past. Małym zaskoczeniem na przestrzeni tego albumu (bo nie twórczości Masiego ogólnie) jest za to Have A Talk With God, z motywami bluesa i jazzu.
A album jako całość? Może to w pewnym stopniu kwestia spełnionych oczekiwań ale, w moim odczuciu to najlepsza płyta instrumentalna tego roku, po wtóre, jest w stanie bez problemu konkurować z płytami regularnymi. Utwory Alexa są tak sugestywne, że nie potrzebują fabuły w postaci tekstów. Pół punku odejmę jednak za (jak mniemam) pewną zamierzoną syntetykę w instrumentach perkusyjnych. To czynnik, który już, po zastosowaniu klawiszy czy sampli, można było zmiksować naturalnie, choćby tak jak gitary.
Oczywiście są utwory, gdzie ta konwencja sprawdza się doskonale, pod koniec jednak można odczuć pewien przesyt.
8,5/10
Piotr Spyra