1.Vagina Dentata
2. You Asked
3. Antistructure
4. Love Is A Resonance
5. Asparagus Piss
6. Disembodied In the Mojave
7. Tiktaalik In Evolution
8. The Smell Of Weightlessness
9. Telling England By The Sound
10. His/Her Dosage
11. Is You Is Or Is You Ain’t?
12. Unsolved
Rok wydania: 2006
Wydawca: Lion Music
Panie i panowie, do skomentowania przypadła mi płytka artysty, wirtuoza i do tego multiinstrumentalisty Alex’a Masi. Człek ten zasłynął na rynku muzycznym już dawno temu i o dyletanctwo raczej nie powinien być posądzany. Urodził się w słonecznej Italii i wychowywał w rodzinie artystycznej, więc od małego był szprycowany różnymi bodźcami, które sprawiły, że z młodego chłopca wyrósł niezwykle utalentowany muzyk. W ostatnim czasie Alex wypuścił trzy wydawnictwa sygnowane tytułem „In the Name Of (Bach, Mozart i Beethoven)”, odnoszące się do dzieł klasycznych wyżej wymienionych osobistości. Ponadto od 2004 roku gitarzysta realizuje się również w projekcie o nazwie MCM, gdzie wspomagają go: basista – wyjadacz Randy Coven oraz wybitny perkusista John Macaluso. Tego ostatniego słyszymy także na „Late Night At Desert’s Rimrock” i nie muszę dodawać, że to co wyprawia ten człowiek na tym albumie to istne mistrzostwo.
Już pierwsze takty otwierającego „Vagina Denata”, ukazują ogromny bagaż doświadczeń oraz umiejętności John’a Macaluso. Wydaję się też, iż ten utwór jest chyba najbardziej „chwytliwy”, a tym samym przystępny. Kawałek przypomina mi trochę „Acid Rain”, czy też „Padagrim Shift” Liquid Tension Experiment.
Ten album to swego rodzaju jedna wielka improwizacja, taki jam session. Łączy się tu zarazem masa różnorodnych motywów, jak i mnogość gatunków muzycznych, począwszy od rocka’a, metalu czy jazzu poprzez swing, fusion, na funky skończywszy. Mistrzowska praca sekcji robi niebywałe wrażenie i jak się okazuje, partie basu nagrał sam Alex Masi. Inną ciekawostką może być fakt, iż na początku powstały linie basu i bębnów, a następnie do nich dołożono gitary. Właśnie pod względem sekcji, ten album wywołuje u mnie silne skojarzenia z Niacin, tyle że tam zamiast gitary był obecny keyboard. Poza tym Dennis Chambers w duecie z Billy Sheehan’em, wgniatali w ziemię jeszcze mocniej grając tak gęsto, że aż brak słów.
Na „Late Night At Desert’s Rimrock” są utwory bardzo szybkie, jak choćby „Asparagus Piss”, czy pierwszy „Vagina Denata”. Są też wolniejsze kompozycje, jak „Love Is A Resonance”, utrzymany w konwencji utworów charakterystycznych dla gitarowych wirtuozów, czy „The Smell Of Weightlessness”, oscylujący w klimatach orientalnych. Miłą niespodzianką okazuje się wplecenie w pokręcony „Tiktaalik In Evolution”, motywów z repertuaru Black Sabbath (np. z „Iron Man”), co pokazuje iż twórczość tej brytyjskiej legendy nie jest dla Alex’a obca. Ponadto niektóre motywy przywołują na myśl King Crimson, co możemy usłyszeć w przypadku „Telling England By The Sound”
Każdy utwór naszpikowany jest wyśmienitymi popisami gitarowymi, ale ten fakt nikogo nie powinien dziwić, skoro album został nagrany przez jednego z czołowych gitarzystów. Tutaj nie ma miejsca na banalne dźwięki. W zamian za to, słuchacz zostaje dosłownie obsypany mnóstwem wszelakich pomysłów i milionami dźwięków. Gdyby tego było mało, sam John Macaluso dodaje wiele od siebie – wpychając gdzie tylko się da i to w przytłaczających ilościach – różne bogate, rozbudowane podziały, które oczywiście robią ogromne wrażenie. Ten perkusista gra wyraziście, selektywnie i to wszystko z wielkim wyczuciem, powodując że całość jest bardzo dynamiczna i grana z tzw. groovem.
Pozostaje tylko pytanie czy taka trudna, zakręcona i rozbudowana muzyka, znajdzie szersze grono odbiorców. Pewnie nie i myślę, że sam Mr. Masi również wychodzi z takiego założenia i powinien się z tym liczyć. Tym wydawnictwem zaspokoił on swoje kolejne ambicje i pokazał, że w swoim stylu zajmuje jedno z najwyższych miejsc i mało kto może mu dorównać. Na rynku muzycznym Alex działa już od dawna, więc tą płytą raczej nie starał się niczego udowadniać i wydaję mi się iż nagranie „Late Night At Desert’s Rimrock” było jak najbardziej szczere. Z całą pewnością nie jest to muzyka dla każdego, a raczej dla osób, które same udzielają się muzycznie i to właśnie oni powinni być w pełni usatysfakcjonowani tym albumem.
Ja sam w ostatnim czasie rzadko sięgam po takie wydawnictwa. Może dlatego, że mam już lekki przesyt jeśli chodzi o taki sposób grania, tym niemniej technika, umiejętności i pomysły na „Late Night At Desert’s Rimrock” robią wrażenie. Natomiast jako całość, album wywołuje poczucie zagubienia i w pewien sposób zniechęca do słuchania, właśnie przez to zbyt duże skomplikowanie. Bo tak naprawdę po tych ponad 50-ciu minutach, niewiele pozostaje w głowie oprócz zmęczenia…
7,9/10
Marcin Magiera