MARS VOLTA, THE – 2008 – The Bedlam In Goliath

The Mars Volta - The Bedlam In Goliath

1. Aberinkula (5:47)
2. Metatron (8:13)
3. Ilyena (5:38)
4. Wax Simulacra (2:41)
5. Goliath (7:17)
6. Tourniquet Man (2:41)
7. Cavalettas (9:35)
8. Agadez (6:45)
9. Askepios (6:33)
10. Ouroboros (6:38)
11. Soothsayer (9:10)
12. Conjugal Burns (6:36)

Rok Wydania: 2008
Wydawca:


Teksaskie pochodzenie i hiszpańskie korzenie. Kowboje z temperamentem. Heavy-Hard-Electronic-Jazz-Punk-Fusion-Salsa. Mieszanka wybuchowa. Szalone tempo, niewiarygodny gitarowy warsztat, nienaturalnie naturalna perkusja, wysokotonowy, niemal instrumentalny głos, nieprzewidywalny zwrot akcji. Chaos i melodia, jazgot i tonacja. Wszystko to razem w twórczości jednego z relatywnie świeżych przedstawicieli rocka.
MARS VOLTA.

Wydana w 2008 roku płyta The Bedlam In Goliath zawiera ponad 70 minut tej jedynej w swoim rodzaju muzyki. Już debiut zespołu ujawnił istnienie niwypełnionej niszy na rockowej scenie. Liderzy Omar A Rodriguez-Lopez (gitara) oraz Cedric Bixler Zavala (wokal) opanowali ją skwapliwie oferując muzykę świeżą i oryginalną, bezkompromisową i wymagającą. Posypały się komplementy, zespół nabrał wiatru w żagle i pojawiły się kolejne albumy.
The Bedlam in Goliath jest czwartym studyjnym wydawnictwem Mars Volta. Ma to o tyle znaczenie, że zespół po super starcie nie powtórzył już później porównywalnego sukcesu. Może tym razem?

Płyta zachowuje styl poprzedniczek i można się spierać jedynie o poziom nasycenia poszczególnych kompozycji frazami wpadającymi w ucho za pierwszym razem i takimiż po n-tym przesłuchaniu. Tak czy siak nie będzie tego zbyt wiele, ale jeśli już się pojawią, potrafia absorbować myśli przez dłuższy okres czasu. Ekspresja i dynamika nagrań pozostaje nadal na kosmicznie wysokim poziomie. Wydaje się, że sesja nagraniowa nie była na tyle litościwa dla instrumentów, że którykolwiek po niej ocalał, a każdy z muzyków stracił nieco z wagi i słuchu.
Gitarowe solówki zastanawiają jakie są granice ilości uderzeń w strunę. Głos wokalisty zastanawia, gdzie są granice wytrzymałości strun głosowych. Ilość wszystkich dźwięków w jednostce czasu zastanawia jak oni to ze sobą kojarzą. Czasem po prostu jazda bez trzymanki.

W tym tłumie odnajdziemy, nie bez wysiłku, kilku kandydatów do przyjaźni. Oto oni: Aberinkula, Ilyena, Goliath, Soothsayer. Kandydatów do niechęci również odnajdziemy, z tym że do skrajnej niechęci również nie bez wysiłku 😉
Właściwie charakterystyka brzmieniowa każdego z nagrań jest podobna i mało wytrwały słuchacz będzie miał nie lada kłopot, aby wytrwać od pierwszej do siedemdziesiątej siódmej minuty. Wynika to również z faktu, że aby pozwolić się wchłonąć w klimat tej muzyki należy zabrać potencjometr na dłuższą wycieczkę w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara. Podkreślam jednak – warto to zrobić i przeżyć. Później powrócić. Wyłapywać i przyswajać fragment po fragmencie. Takiego traktowania domaga się taka muzyka. Wówczas i tylko wówczas profity emocjonalne gwarantowane.

Po dłuższym zastanowieniu – polecam tym, którzy przed mocnym dźwiękiem się nie chowają a w sobie mocne wdzięki chowają.
Unikalna muzyka szukająca unikalnego odbiorcy.

6/10

Krzysiek Pękala

Dodaj komentarz