1. Killing Strangers
2. Deep Six
3. Third Day Of A Seven Day Binge
4. The Mephistopheles Of Los Angeles
5. Warship My Wreck
6. Slave Only Dreams To Be King
7. The Devil Beneath My Feet
8. Birds Of Hell Awaiting
9. Cupid Carries A Gun
10. Odds Of Even
Rok wydania: 2015
Wydawca: Hell. Etc
http://www.marilynmanson.com/
Przyznam się szczerze bez bicia, że powoli przestałem wierzyć, że
Marilyn Manson stworzy jeszcze album, który będę mógł spokojnie położyć
na półce obok jego klasycznych dzieł jak „Antichrist Superstar” czy
„Mechanical Animals”. Przestałem, ponieważ z każdą kolejną płytą
(wszystko po „The Golden Age of Grotesque”) było coraz gorzej. Coraz
mniej ciekawych melodii, coraz mniej samego Mansona w Mansonie – czego
dowodem był niechlubny „Born Villain” sprzed trzech lat. Jak dobrze więc
zostać mile zaskoczonym. Ogarnął się (przerzucił się z twardych
narkotyków na… marihuanę i piwo), wrócił do formy. Czego dowodem jest
materiał, który właśnie trafił na półki sklepowe.
O tym, że będzie to dobry album, wiedziałem od momentu, kiedy w pewnej
stacji radiowej usłyszałem utwór promujący „The Pale Emperor” –„Third
Day of a Seven Day Binge”. Utwór ogarnięty mansonowskim mrokiem,
klimatem kojarzący się z podróżą po nocnych klubach w USA, zapadał od
razu w pamięć. I jeszcze ta wspaniała metaliczna gitara. Podobnie jak
mocno zindustrializowany „Deep Six” (zasłużenie drugi singiel), który
zwraca uwagę zwichrowanym refrenem i hardrockową solówką a’la The Cult.
Reszta też jest na najwyższym poziomie. Kroczący „Killing Strangers”,
gdzie blues krzyżuje się z trip hopem, ze słowami „Zabijamy obcych, żeby
nie pozabijać tych, których kochamy” (inspirowany rozmową z ojcem na
temat wojny i zabijania „obcych”). Dalej mamy swingujący i na tle reszty
najbardziej optymistyczny „Slave Only Dreams To Be King” czy „The
Mephistopheles of Los Angeles”, który rytmicznie kojarzy mi się z
„Personal Jesus” Depeszów. Wspaniale sprawdzają się filmowe: „Warship My
Wreck” i „Cupid Carries a Gun” (ten drugi znany z czołówki serialu
„Salem”). Słychać starego Mansona z najlepszych czasów, ale z drugiej
strony odzywa się tu filmowy klimat, który oczywiście jest zasługą
producenta „The Pale Emperor” (o czym poniżej). Prawdziwym
majstersztykiem jest także „Birds of Hell Awaiting”. Psychodelia leje
się strumieniami, a słuchacz daje się oprzeć narkotycznej aurze.
Wspaniale sprawdza się tu saksofon. Album zamyka nieśpieszny
sześciominutowy „Odds of Even” dobrze obrazujący całość – mroczną, ale
jakże wciągającą. 52 minuty lecą jak z płatka.
Współpraca z jednym z najbardziej utalentowanych twórców muzyki filmowej
zaprocentowała materiałem z najwyższej półki. Tyler Bates wyprodukował
album, a także wsparł Mansona kompozycyjnie. Został ponadto gitarzystą.
Resztę składu uzupełniają basista Twiggy Ramirez i były pałker The
Dillinger Escape Plan Gil Sharone). Z taką supergrupą to nie mogło się
nie udać.
Do „The Pale Emperor” będę zdecydowanie częściej wracał niż do
poprzednich krążków z prostego powodu – słychać, że mamy do czynienia ze
starym, dobrym Mansonem, który raczył nas w latach dziewięćdziesiątych
wspaniałymi albumami. Nie jestem w tej chwili w stanie powiedzieć czy
powtórzy on sukces dawnych dzieł, czy będzie wymieniany jednym tchem z
„Antchrist Superstar”, jako wybitne osiągnięcie w jego dorobku. Pewny
jednak jestem, że dziewiątym studyjnym albumem odbił się od muzycznego
dna w jakim znajdował się od dobrych paru lat. Marilyn wraca do świata
żywych. Koncert w Polsce? Poproszę.
8,5/10
Szymon Bijak