1. Gaza
2. Sounds That Can’t Be Made
3. Pour My Love
4. Power
5. Montréal
6. Invisible Ink
7. Lucky Man
8. The Sky Above The Rain
Rok wydania: 2012
Wydawca: Ear Music
http://www.marillion.com/
„Marbles” było genialne, kolejny „Somewhere Else” był już niestety tylko
marnym cieniem swej poprzedniczki. „Happines is the Road” gdyby skrócić
ją do jednego krążka byłoby rewelacyjne choć i tak te podwójne
wydawnictwo wypadło bardzo dobrze. Totalnym nieporozumieniem okazał się
akustyczny „Less is More” po wysłuchaniu którego zwątpiłem w tą kapelę.
Jaki jest kolejny album studyjny brytyjskiej legendy rocka?
Płyta jest dobra… no właśnie „dobra” to słowo klucz i chyba niestety
wszystko co można na jej temat powiedzieć. Rozpoczyna się rozbudowaną
kompozycją „Gaza” (ponad 17 minut), która choć interesująca to nie umywa
się do takiego „Ocean Clouds”. Ciekawostką niech będzie fakt, że
porusza ona nieco kontrowersyjny temat dotyczący Palestyńczyków, a w
szczególności dzieci, mieszkających w strefie Gazy. W „Gazie” warto
zwrócić uwagę na piękne solówki Rotherego (to lubię!!). Kolejny,
tytułowy „Sounds That Can’t Be Made” mówiąc delikatnie nie powala – za
dużo w nim jakieś takiej przaśności… choć momenty są, jak np. fajny
motyw zagrany przez Marka Kelly’ego w okolicach 5-ej minuty czy solo
Rothery’ego. Generalnie zakończenie tego utworu jest dużo lepsze od
części pierwszej. „Pour My Love” to spokojny (a jakże) choć niestety
znów niczym szczególnym się nie wyróżniający utwór utrzymany w
charakterystycznym nieco bujającym stylu zespołu. Znów żwawiej i
ciekawiej robi się w drugiej części piosenki. To zresztą cecha Marillion
już od jakiegoś czasu. Kompozycje rozpoczynają się spokojnie, czasami
trochę nijak i rozwijają się pomału dążąc do (dość często)
bombastycznego finału. Czwarty w kolejności „Power” to wreszcie pokaz
tego, że muzycy wciąż potrafią komponować nośne refreny i melodie, które
zapadają w pamięci! To jeden z najlepszych utworów tego zespołu
ostatnich dobrych kilku lat. Spokojna i delikatna zwrotka kontrastuje z
emocjonalnym i pełnym „poweru” refrenem – bardzo dobry utwór wybijający
się na tle pozostałych. „Montreal” to kolejny kolos (trwa ponad 14
minut). Oniryczne, chwilami wręcz transowe dźwięki kompozycji ukoją
każdą skołataną duszyczkę (bardzo ładne Hammondy) do tego fajne
podniosłe zakończenie, które wprowadza tu sporo powietrza. To kolejny
dobry fragment tej płyty i w kategorii „marillionowych kolosów” pozycja
ze wszech miar udana. „Invisible Ink” to lekka i dość zwiewna piosenka,
która może i nie zachwyca ale nie odrzuca. „Lucky Man” rozpoczyna się
intensywnym gitarowym motywem, ale już po chwili wyraźnie zwalnia i
zwrotka to już tradycyjny, nieśpieszny Marillion. W refrenie panowie
nieco podkręcają tempo a szczególnie interesująco wypada wspominany już
gitarowy motyw i klawisze Kelly’ego. Krążek zamyka ponad 10-o minutowe
nastrojowe„The Sky Above The Rain” – dobre acz….
Podsumowanie? Osoby, które kochały tylko Marillion z Fishem, tradycyjnie
na tej płycie nie zostawią suchej nitki. Osoby lubujące się w ich
twórczości z Hogarthem na pewno się nie zawiodą, ale raczej niech nie
oczekują specjalnych uniesień. „Sounds That Can’t Be Made” to dobra
płyta, ale do najlepszych pozycji w dyskografii zespołu niestety
brakuje…
7/10
Piotr Michalski