1. Dreamy Street
2. This Train is my Life
3. Essence
4. Wrapped Up in Time
5. Liquidity
6. Nothing Fills the Hole
7. Woke Up
8. Trap the Spark
9. A State of Mind
10. Happiness is the Road
11. Half Empty Jam
Rok wydania: 2008
Wydawca: Intact Recordings
Po średnio udanym „Somewhere Else” (no, może poza okładką, która byłą
pierwszorzędna) oczekiwanie na kolejny album brytyjskiej legendy prog
rocka było swoistą próbą nerwów dla fanów grupy. W końcu po wyśmienitym
„Marbles” wszyscy oczekiwali dzieła, co najmniej na miarę tego krążka, a
tymczasem płyta, która ukazała się w roku 2007 był sporym
rozczarowaniem. Piętnasty krążek (a raczej dwa wydawnictwa) miały/mają
być próbą dla zespołu. Jak to wyszło w ostatecznym rozrachunku?
Jestem jedną z tych osób, które już miały okazję posłuchać obu krążków
(jak wiemy zespół udostępni „Happiness is the Road” w postaci plików
mp3, a osoby, które zamówiły wydawnictwo w przedsprzedaży otrzymały
linka do miejsca gdzie można pobrać utwory. Nie wiem czy piosenki są już
ogólnodostępne, czy jeszcze nie, w każdym razie nie pytajcie mnie o
tego linka;-) ). Ponieważ nowa płyta to wydawnictwo składające się z
dwóch niezależnych krążków postanowiłem, w tej recenzji, skoncentrować
się na płycie zatytułowanej „Happiness is the Road Volume I – Essence”.
Zgodnie z zapowiedziami zespołu, krążek ten miał przypominać klimatem i
swoją budową nieśmiertelne „Brave”! Twierdzenie cokolwiek ryzykowne, bo z
góry wskazujące słuchaczom punkt odniesienia. Po kilkukrotnym
przesłuchaniu stwierdzam, że może i poziom „Brave” czy „Marbles” nie
został do końca osiągnięty, ale sam album z czystym sumieniem można
postawić na półce właśnie obok tych tytułów. Jest bardzo nastrojowo i
klimatycznie a pełen emocji głos Stever’a Hogartha i przepiękne,
charakterystyczne sola gitarowe Steve’a Rotherego dopełniają całości. Po
krótkim intro „Dreamy Street”, w którym to przy dźwiękach pianina
słyszymy delikatny śpiew H. przechodzimy do jednego z najlepszych na
krążku „This Train is my Life”. Mamy tu do czynienia z Marillion w
najwyższej formie (oczywiście mam na myśli okres pana H. za mikrofonem) –
ujmująca melodia zwrotki, wpadający w ucho refren a wszystko w
charakterystycznym „marillionowym” klimacie. Bardzo dobrze wypadają,
kolejny „Essence” z klimatem przywodzącym na myśl najlepsze utwory z
„Marbles”, z „narastającymi stopniowo” emocjami i mocą, który to w
końcowej fazie przeistacza się w kompozycję z iście rockowym feelingem.
Genialnie (tak, tak nie boję się zaryzykować tego stwierdzenia) wypada
instrumentalne „Liquidity”. Rewelacyjny motyw przewodni Marka Kelly’ego,
wokół którego jest zbudowany ten niedługi utwór wywołuje ciarki, jest
delikatnie, nastrojowo a nad wszystkim unosi się aura pewnego niepokoju,
budowana przez instrumenty klawiszowe. W trwającym prawie dziesięć
minut, tytułowym „Happiness is the Road” mamy znów popis grania w stylu,
w którym zespół odnajduje się najlepiej. Jest melodyjnie i
melancholijnie, a partia instrumentalna to kolejny wywoływacz ciarek
(przynajmniej u mnie). Krążek zamyka niemal psychodeliczny, transowy
„Half Empty Jam” z mocnym i mięsistym, jak na Marillion, riffem. Nie
można nie wspomnieć o dwóch nieco bardziej radiowych piosenkach, a są
nimi „Trap the Spark” i „A State of Mind”, choć i one utrzymują się w
nieco sennym, romantycznym klimacie, którym ten album jest wprost
przesiąknięty.
W porównaniu z „Somewhere Else”, pierwszy z dwóch krążków wchodzących w
skład „Happiness is the Road” wypada wprost wyśmienicie. Porównania z
„Brave” czy „Marbles” chyba jednak wypadłyby dla niego niekorzystnie,
ale nie ma, co narzekać, Marillion zawarli tu mnóstwo pięknej,
nostalgicznej muzyki, idealnej na deszczowe dni.
8,5/10
Piotr Michalski