1. A man of a thousand faces
2. One fine day
3. 80 days
4. Estonia
5. Memory of water
6. An accidental man
7. Hope for the future
8. This strange engine
Rok wydania: 1997
Wydawca: Intact/Castle Communications
Różnie się Marillion wiodło po odejściu Fisha. Jedni odkrywali ten
zespół na nowo, inni się od nich odwrócili, podział fanów na zwolenników
starego i nowego oblicza zespołu był (i jest) bardzo wyraźny, lecz sami
muzycy uparcie parli do przodu. W takich oto okolicznościach powstał
piąty w kolejności album z Stevem Hogarthem na wokalu.
„This Strange Engine” to płyta, która raczej nie przypadnie do gustu
ortodoksyjnym fanom zespołu, choć i zwolennicy piękna „Brave” czy
klimatu „Afraid of Sunlight” mogą mieć problem z akceptacją tego krążka w
całości. Zespół podryfował w kilku fragmentach albumu w nieco za bardzo
popowe klimaty, a utwór „Hope for the Future”, ze swoim hawajskim
klimatem uważam za jakąś pomyłkę i moim zdaniem płyta obyłaby bez tej
kompozycji. Dużo tu gitar akustycznych i po pobieżnym przesłuchaniu
można stwierdzić, że Marillion nagrali płytę pólakustyczną. Już
otwierający krążek „A man of a thousand faces” przepełniony jest
akustycznymi brzmieniami, choć trzeba przyznać, że to jedna z
najbardziej udanych pozycji, które znalazły się na tym albumie. Ciekawa,
wpadająca w ucho i zapadająca w pamięć melodia to atuty tej piosenki.
Na szczególne słowa uznania zasługują dwa utwory. Pierwszy z nich to
przejmująca „Estonia” poświęcona ofiarom promu, który zatonął na
Bałtyku. Klimat tego utworu jest niesamowity, aż czuć ten spokój i
ciszę, która panuje w głębinach, a delikatne dźwięki zagrane na
bałałajce to odczucie potęgują. Drugą perełką jest tytułowy „This
strange engine”. To najdłuższy utwór na płycie, z mnogością zmian,
przejść i tym podobnych. Bardzo spokojny początek, a potem narastająca
moc utworu aż po udane klawiszowe solo, znów wyciszenie i mamy
najbardziej nostalgiczną partię tej kompozycji, która znów nabiera z
czasem rockowego feelingu, a której zwieńczeniem jest przepiękna solówka
Steve’a Rotherego. Pozostałe utwory to dość interesujący rockowy „An
accidental man” (choć szkoda, że zespół nie zdecydował się na wersję,
która powstała na etapie materiału demo tego albumu), w którym ciekawą
solówką w stylu lat 70-ych popisuje się Mark Kelly, zaśpiewane niemal
a’capella „Memory of water”, nastrojowe „One fine day” oraz akustyczne i
dość przebojowe „80 days”.
„This Strange Engine” nie jest płytą złą, choć na tle swoich
poprzedniczek wypada dość blado. Jest na niej kilka naprawdę
interesujących fragmentów, ale jest też kilka dłużyzn czy nietrafionych
dźwięków. Ot średniak, w dyskografii tego zasłużonego zespołu.
7/10
Piotr Michalski