1. Gazpacho (7:28)
2. Cannibal surf babe (5:46)
3. Beautiful (5:13)
4. Afraid of sunrise (5:02)
5. Out of this world (7:55)
6. Afraid of sunlight (6:50)
7. Beyond you (6:11)
8. King (7:04)
Rok wydania: 1995
Wydawca: EMI
http://www.marillion.com/
Okres, w którym ukazywało się „Afraid of Sunlight” nie był dla zespołu
najłatwiejszy. Sprzedaż płyt, po odejściu Fisha, systematycznie malała i
niestety wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że złote lata
Marillion powoli zmierzają ku końcowi. Jak się potem ukazało, był to
ostatni krążek nagrany dla EMI, a grupa pozostała bez wsparcia
medialnego giganta. Następca „Brave” jest utrzymany w nieco innym, mniej
depresyjnym, klimacie, choć i tu nie brakuje nostalgicznych, pełnych
emocji dźwięków. Najbliższy klimatom swej poprzedniczki jest „Out of
this World” z piękną solówką Steve’a Rotherego. To jednak nie on stanowi
o walorach albumu. Do najlepszych zaliczyłbym niezwykle piękną balladę
„Beautifull”, opatrzoną ciekawym wideoklipem (ręka w górę, kto pamięta)
czy „Beyond You” z delikatnym wstępem i zwrotką oraz podniosłym,
patetycznym pełnym majestatu refrenem. Na sam koniec zespół prezentuje
kompozycję „King” (dedykowaną Kurtowi Cobainowi). To prawdziwy
majstersztyk. To jak są tu dawkowane emocje i stopniowane napięcie jest
wyrazem kunsztu muzyków. Każdorazowo słuchając tego narastającego,
niemal psychodelicznego zakończenia i dudnienia basu, który odgrywa tu
istotną rolę, przeszywają mnie ciarki!
Gdybym miał się przyczepić, to od reszty zdecydowanie odstaje „Cannibal
surf babe”. Wesoła melodia, utrzymana w klimacie, który kojarzy się z
plażami Hawajów, czy Florydy nie do końca przekonuje i myślę, że zespół
mógł z czystym sumieniem zapełnić ten czas innymi dźwiękami.
„Afraid of Sunlight” było ostatnim (na wiele lat) albumem, z którego
zespołowi udało się wykroić utwór, który pojawił się na listach
przebojów (następne było „Don’t Hurt Yourself” z „Marbles”). Niestety
bez wsparcia EMI blask Marillion nieco okrył się kurzem, ale zespołowi
udało się zbudować wokół siebie aurę kultowości i prawdziwą mini
społeczność, którą stanowią fani.
8,5/10
Piotr Michalski