1. June
2. Matrioszka
3. Since
4. CTRL
5. Gamelan
6. Schores
7. Echo
8. I Wanna Get On Fire
9. Crows
10. Shhh
11. Aye Aye
Rok wydania: 2011
Wydawca: Mystic
http://www.juliamarcell.com
Julia Marcell. Wokalistka, kompozytorka, pianistka. Jej wydana w 2007
roku debiutancka płyta „It Might Like You” ujrzała światło dzienne w
dośc nietypowych okolicznościach. Wszystko dzięki wsparciu grupy ludzi
(dokładnie 657) i pewnemu portalowi internetowemu (www.Sellaband.com) za
pośrednictwem którego młodzi artyści prezentują swoją twórczośc a fani
mogą wpłacac pieniądze na nagranie przez nich płyty. Julia zebrała w ten
sposób 50 tys. dolarów i wydała krążek , który przez dziennikarzy
muzycznych w Polsce uznany został za jeden z najlepszych w 2009 roku. A
założę się, że mało kto o nim słyszał. Ja np. wysłuchałem debiutu
dopiero po tym, jak duże wrażenie zrobił na mnie kolejny album Julii. A
ten rozłożył mnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu totalnie.
Przede wszystkim „June” to nie jest już płyta nagrana w stylu nazywanym
przez Julie „classical punk”. Nie ma już na nim tej surowości brzmienia,
prostoty, przypadkowych niedoróbek (które jednak dodawały specyficznej
naturalności debiutanckiej płycie). Płyta „It Might Like You” została
nagrana w bardzo skromnym składzie i bardzo oszczędnie jeżeli chodzi o
jej dopieszczenie. „June” to płyta, którą znienawidzicie lub pokochacie
już od pierwszego odsłuchu. Jestem jednak raczej pewien, że podobnie jak
ja dołączycie do tej drugiej grupy. Dlaczego? Dlatego, że jest
niesamowicie przestrzenna, złożona i pedantycznie wręcz dopracowana pod
każdym względem. Jest to płyta z gatunku tych których się nie słucha.
„June” odbiera się każdym swoim zmysłem, każdym fragmentem umysłu, serca
i duszy. Ma w sobie coś szczególnego. Ona po prostu żyje i ewoluuje w
odtwarzaczu za każdym jej odsłuchem. Każde kolejne odsłuchanie dostarcza
nowych wrażeń. To tak jak gdyby krążek zdzierał się odsłaniając niczym w
kopalni odkrywkowej kolejne swoje warstwy. I ciągle chcemy więcej.
Osobą odpowiedzialną za takie doznania jest Michael Ilbert, który zajął
się jej miksem i sprawił, że światło dzienne od razu ujrzało to co jasne
i piękne a w głębi pozostały pejzaże, które musimy dopiero „odkopać”.
Producentami płyty są Moses Schneider oraz jego zaufany współpracownik
Ben Lauber. Praca nad „June” trwała na dwie zmiany przez kilka miesięcy
ale efekt końcowy wart jest każdej poświęconej jej minucie.
Podstawą utworów, które znalazły się na płycie jest rytm. Kapitalnym
posunięciem było użycie przy jej nagraniu perkusji zarówno tradycyjnej,
jak i elektronicznej, która momentami jest bardzo mocno uwypuklona (jak
np. w utworze tytułowym rozpoczynającym album) i nadaje chwilami całości
specyficznego transowo – etnicznego posmaczku. Często do głosu dochodzi
sekcja smyczkowa i fortepian, zwłaszcza ta pierwsza stanowi cudowne
ozdobniki (zakończenie utworu „Since” czy też tło w bardzo klimatycznym i
nastrojowym „I Wanna Get On Fire”).
Jednak zdecydowanie najważniejszym i najbardziej dostrzegalnym na „June”
jest instrument, którym posługuje się Julia Marcell. Jej głos i
kombinacje na nim poprzez wielokrotne podkładanie go jako chórków i
zapętlanie. Momentami ciepły i nastrojowy, czasem krzyczący (CTRL),
czasem brzmiący jak gdyby wyśpiewany od niechcenia („Gamelan”), czasem
zaśpiewany a’capella (wstęp do „Shhh”) czy też odśpiewany wręcz prawie
marszowo („Crows”). Jest coś w tym głosie co upodabnia Julię do
twórczości Bjork czy też Tori Amos. Coś bardzo frapującego,
interesującego i sprawiającego że chce się go słuchać jeszcze więcej i
więcej. Taka wypadkowa punka, rocka ale przy tym czegoś bardzo
baśniowego i łagodnego.
Ten album bardzo mnie wciągnął. Pulsuje i kipi wręcz energią. Fajnym
pomysłem było wplecenie motywu tytułowego utworu w tło „Shores” i „Aye
Aye”
Ocena wysoka bo „June” Julii Marcell jest tego naprawdę warty. I
jeszcze jedno. Niniejszym nadaje jej tytuł „Dobre bo Polskie”. Zwłaszcza
za „Matrioszke” i „Gamelan”. I za to że nie wstydziła się języka
polskiego wplatając go w jeden z utworów.
9/10
Irek Dudziński