01. Piano Concerto No. 1: B Flat Minor…
02. Echoes of a Silent Scream
03. Through the Eyes of the Killer – Towering over You
04. Katana – Awakening the Lunacy
05. The Farmer’s Tale Part 1 – The Aftermath of Indifference
06. The Devil in Lisbon
07. Growth
08. Humiliation Supreme
09. Nothing Lasts Forever
10. Katana – Opium
11. Through The Eyes of the Killer – Revival of the Muse That Is Violence
12. The Farmer’s Tale Part 2 – Annihilation at the Graves
Rok wydania: 2018
Wydawca: ViciSolum Productions
http://www.manticora.dk/
Straciłem już wszelkie nadzieje, że dane mi będzie recenzować najnowsze
dzieło (w tym przypadku słowo jak najbardziej adekwatne) grupy
MANTICORA. Dlaczego? Otóż przesyłka z płytą krążyła po świecie trzy
miesiące (to nie żart…) i kiedy w końcu do mnie dotarła, byłem
szczerze zaskoczony, a jednocześnie zszokowany widokiem stempla z datą
nadania – wprost nie do wiary! W dzisiejszych czasach, przy tak
rozwiniętym transporcie, pełnej informatyzacji jest to nie do
uwierzenia, ale jak widać anomalie się zdarzają. W tej sytuacji mogę
powiedzieć jedno – warto było czekać, oj warto, bo to co zawiera
najnowsze wydawnictwo Duńczyków nie pozostawia wątpliwości, że mamy do
czynienia z czymś wyjątkowym.
Tak, jest to bez wątpienia wydawnictwo wysokich lotów, którego
całościowy efekt – i tu uwaga! – będzie znany prawdopodobnie dopiero w
przyszłym roku. Jednak to, co już teraz zostało ujawnione robi wielkie
wrażenie. Wiem, wiem, brzmi to dość enigmatycznie, ale taka jest prawda.
Lars F. Larsen (kompozytor, wokalista i założyciel zespołu) pokusił się
o stworzenie ambitnego przedsięwzięcia i to w iście złożonej formie.
Otóż w oparciu o powieść grozy (o tym samym tytule co płyta), postanowił
zrealizować niezależnie warstwę muzyczną. „To Kill To Live To Kill”
jest tego rezultatem. Lirycznie i klimatycznie wydawnictwo jest rzekomo
powiązane z tematyką wspomnianej powieści, która ukazała się na chwilę
przed premierą płyty. Przedsmak zawartości stanowi barwna okładka. Na
jej froncie, po bardziej uważnym przyglądnięciu, wyłaniają się
makabryczne obrazki, a te (w powiększeniu) napotkać można we wnętrzu
książeczki z tekstami. Ich forma wzbudza skojarzenia z kultową grą FPS
„Half Life” sprzed lat. W obu przypadkach mamy do czynienia z równie
podwyższonym wskaźnikiem makabry, przemocy w horrorowym wydaniu.
„To Kill To Live To Kill” to oczywiście album konceptualny, a jego
rozbudowana struktura oraz rozległa zawartość wymaga czasu, skupienia i
uwagi. Świadczy o tym także długi czas trwania płyty (blisko
siedemdziesiąt minut!). Niektórzy mogą w tym momencie poczuć przerażenie
i słusznie, bo nowy wypiek MANTICORA budzi respekt. Ale nie taki wilk
straszny jak go malują. I choć z początku całość wydaje się ciężka do
przyswojenia i przebrnięcia (szczególnie na jeden raz), to już po
kilkunastu odsłuchach (śmiech) całość nabiera odpowiednich barw, a
wytrwały słuchacz zaczyna dostrzegać kolejne atuty wydawnictwa.
Stylistycznie panowie poruszają się na kilku frontach; niemniej jednak
ich muzyka to połączenie intensywnego prog/power metalu z
naleciałościami thrashu.
Całość rozpoczyna pozornie niewinne intro rodem z klasyki amerykańskich
horrorów o perypetiach psychopatycznych popaprańców (np. „The Hills Have
Eyes”). Często w domach tychże „świrów” z radio wydobywała się tego
typu muzyka. To bez wątpienia jeszcze mocniej nakręca atmosferę; wzbudza
niepokój. Wkrótce „sielanka” zostaje urwana za sprawą „Echoes of a
Silent Scream”, który to sukcesywnie zyskuje na sile, a apogeum
niszczycielskiej mocy następuje wraz z pojawieniem się ciętego riffu tuż
przed wejściem wokalu. Od razu napomknę, że praca gitar (na całej
płycie) robi jak najlepsze wrażanie, zarówno motywy rytmiczne jak
również brawurowe popisy solowe, których na płycie nie brakuje. W tej
materii czuć thrashowe zacięcie jak również progresywną wrażliwość.
Kolejne minuty przynoszą sporą ilość ciekawych rozwiązań świadczących
wyłącznie o kunszcie kompozytorskim i dojrzałości muzycznej.
Specyficznego klimatu dodaje charakterystyczny wokalista, Lars F.
Larsen. Jego partie przywołują na myśl takie osoby jak: Warrel Dane
(NEVERMORE) czy też Oddleif Stensland (COMMUNIC). Łączy ich podobna
maniera śpiewania oraz podejście do melodii. Atmosferyczność zwiększają
także „filmowe” wstawki co w dużym stopniu oddaje nieco balladowy
„Nothing Lasts Forever”, który pod tym względem przypomina wydawnictwo
„Mercy Falls” autorstwa SEVENTH WONDER.
W utworach wiele się dzieje, jest w nich masa zmian, rytmicznych
urozmaiceń. To duża zasługa sekcji rytmicznej, której praca stanowi
jeden z największych atutów „To Kill To Live To Kill”. Na szczególne
uznanie zasługuje Lawrence Dinamarc (na co dzień pałker LOCH VOSTOK) –
muzyk nadaje kompozycjom wigoru, metalowego ciosu jak również finezji,
dbając jednocześnie o różnorodność zastosowanych podziałów. Reszta
muzyków nie pozostaje temu bierna. Partie każdego instrumentu są
rozbudowane, zagrane w profesjonalny sposób o czym dobitnie przekonują
instrumentalne akcenty w postaci „The Devil in Lisbon” oraz „Humiliation
Supreme”. Jednak nie tylko w tych przypadkach panowie eksponują swoje
wysokie umiejętności. Praktycznie każda kompozycja zwraca na siebie
uwagę dźwiękowym rozmachem. Co tu dużo mówić – warstwa instrumentalna
oraz techniczne zaawansowanie stanowią mocną stronę wydawnictwa. To w
połączeniu z prezentowanymi pomysłami oraz kompozytorskim kunsztem
przełożyło się na powstanie czegoś wyjątkowego. Zespół pieczołowicie
zadbał o to, by całość była dopracowana w najdrobniejszym szczególe, ale
tak by mimo bogactwa i różnorodności wszystko było ze sobą spójne i
przyswajalne. Jedyna rzecz, do której miałbym się już doczepić to
głośność partii wokalnych – odnoszę wrażenie, że czasami nikną one w
rozszalałym otoczeniu aktywnych instrumentów. Nie jest to jednak jakaś
wielka bolączka i poza tą jedną kwestią naprawdę ciężko znaleźć
jakiekolwiek słabe ogniwo.
Przyznam, że „To Kill To Live To Kill” wywarł na mnie ogromne wrażenie,
choć z początku nie było wcale tak kolorowo. W sumie nawet nie wiem
kiedy nastąpił przełom i album porwał mnie bez reszty. Bez wątpienia
jest to jedna z tych płyt, o których mówi się, że zawierają muzykę
wymagającą. To muzyczny kolos o rozłożystej strukturze emanujący
bogactwem środków oraz mnogością nietuzinkowych pomysłów i rozwiązań.
MANTICORA nagrała świetny krążek i choć w obecnych realiach (dominuje
prostota i awersja do skomplikowania) album może przejść niezauważony,
to tak naprawdę zasługuje on uznanie. Fani metalowej progresji nie
stroniący przy tym od drapieżności gatunku, powinni się temu uważnie
przyjrzeć – udana i mocna rzecz!
9,5/10
Marcin Magiera